Wcześnie rano mama szła na metro, aby następnie dojechać nim do pracy. Przez całą drogę plątał się za nią jakiś brudny pies. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła, a potem znowu i znowu.
Było to w bardzo odległych latach 70 – tych. Bezdomny pies zauważył nas – małe dzieci – że kręcimy się wokół bloku. Nie pamiętam, żebyśmy go czymś karmili, ale mimo tego ciągle za nami chodził i pilnował nas podczas naszych spacerów. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, że z towarzystwa wszystkich dzieci z jakiegoś powodu wybrał właśnie mnie i najbardziej polubił. Raczej niczego ode mnie nie chciał, nie próbował nawet dostać się do domu, a kiedy wychodziłam gdzieś z koleżankami lub w ogóle gdy tylko opuszczałam blok, on już na mnie czekał.
Potem zauważył mamę i nasz balkon. Już wcześnie rano siedział obok bloku, zadzierając pysk do góry i bez przerwy patrzył na nasz balkon. Wtedy też zorientowałyśmy się, że musi być bardzo inteligentny i bezgranicznie oddany, a potem…
Wtedy jakoś zdał sobie sprawę, że dzieci jednak nie mogą wszystkiego zrozumieć i został „ochroniarzem” mojej mamy. Na początku nic z tego nie rozumiała, ale kiedy dzień w dzień za nią szedł jak cień, zaczęła się domyślać. Nie prosił o nic, nie łaził się, a tylko ją odprowadzał. Zdając sobie sprawę, że pies podąża za nią, matka martwiła się, że ludzie pomyślą, że jest złym człowiekiem, ponieważ pies jest w nie najlepszym stanie. Wydawało jej się, że ten pies jest bardzo stary i chory – był bardzo chudy, kulał, a w dodatku jego sierść była przerzedzona i matowa. Dla nas, dzieci, wydawał się uroczy. Oczywiście doszło do tego, że zaczęłam prosić o to, abyśmy go przygarnęli i zabrali do domu, ale mama była nieugięta.
To była wczesna wiosna, wciąż było więc zimno, w dodatku wilgotno i brudno. Pewnego wieczoru, widząc ponownie pysk wpatrzony w nasze okna, serce mamy drgnęło. Westchnęła, po cichu wzięła szmatę i poszła umyć stolik, który stał na wspólnym korytarzu. Potem zeszła na podwórko, po psa. Nie była wtedy gotowa wpuścić tego cudu do domu, ale postanowiła, że pies może spać pod stolikiem, obok którego postawiła miskę z jedzeniem oraz wodą.
Stojąc za drzwiami z siostrą bałyśmy się nawet oddychać, aby może nie obudzić się z tego pięknego snu! Pies zaczął iść w naszą stronę, ale nagle się zatrzymał. Nie wiedział, co robić, może bał się wejść do zamkniętej przestrzeni? Potem mama lekko stopą szturchnęła go pod stolik, aby tam spał – była czysta i nie mogła sobie pozwolić na to, aby dotknać tej brudnej, włochatej istoty rękoma.
Potem stało się coś niesamowitego. Bezdomny pies, któremu zaoferowała schronienie i jedzenie, podniósł na nią oczy, a potem odwrócił się w milczeniu i wyszedł, schodząc po schodach. Wyszedł na zewnątrz i położył się na wyrzuconym materacu – po prostu się obraził.
To przelało czarę goryczy. Biedna mama. Długo stała w milczeniu na balkonie, patrząc w dół na zwiniętego w kłębek na ziemi psa. Po cichu ubrała się, zeszła na dół i wróciła do domu z psem w ramionach.
Tofik okazał się bardzo młodym psem, prawie szczeniakiem, miał około roku. Okropny stan był po prostu spowodowany życiem na ulicy. Był w naszej rodzinie prawie 15 lat i z biegiem lat stawał się coraz bardziej podobny do mamy – jego sierść stała się wręcz biała, tak jak i jej włosy.
W naszej rodzinie był taki żart, że jeśli w dowodzie matki zamieniłoby się jej zdjęcie na zdjęcie Tofika, to nikt by tego nie zauważył.