Pamiętam, jak na wakacjach poznaliśmy pewną staruszkę. Miała 97 lat, a my myśleliśmy, że ma nie więcej, niż 75, ponieważ na tyle wyglądała.
Jeździł szybko na rowerze, a w koszu umieszczonym przed kierownicą siedział zabawny, pulchny kot. Staruszka uśmiechała się śnieżnobiałymi zębami, a jej plecy były proste – w ogóle się nie garbiła.
Kochała chodzić w rybaczkach i sandałach, czasami też zakładała długie sukienki. Bywało, że niepostrzeżenie wyjmowała coś ze swojej torebki i szybko wpychała to do ust. Potem mrużyła oczy z przyjemności, stała trochę bez ruchu, a potem kontynuowała to, co wcześniej robiła.
Nie była sama, ale z mężem, jednak on wolał leżeć na leżaku z gazetą. Dodatkowo bywało, że narzekał niezadowolony. A to sok nie był wystarczająco zimny, a to owsianka nie miała smaku, albo długo nie było słońca. Wszystko to mówił swojej żonie, maruda. Tak, jakby to od niej zależało, czy słońce wyjdzie, czy zajdzie! Bardzo zdziwiła mnie jej reakcja – zwykle staruszka wówczas znowu wyciągała coś z torebki, a potem milczała, wkrótce się uśmiechała, a mąż przestawał narzekać i życie płynęło dalej.
Spacerując pewnego dnia po ciepłym piasku akurat ją spotkaliśmy. Kobieta cieszyła się tak beztrosko. Porozmawialiśmy z nią przez chwilę i okazała się bardzo oczytaną i ciekawą osobą, bardzo kulturalną.
Nawiasem mówiąc miała na imię Elżbieta. Była dokładnym przeciwieństwem swojego ponurego, zrzędliwego małżonka. Jak zdołała milczeć i nie karcić go za jego marudzenie? Roześmiała się tylko i odpowiedziała, że jej mąż jest wspaniały, a do tego bardzo bogaty, więc taki drobiazg jak narzekanie – jak mu tego nie wybaczyć?
Całe życie nie pracuje, żyje dla własnej przyjemności. Życie jest piękne. Nigdy nie kłóciła się nawet z mężem. Jak to możliwe?
Elżbieta nagle przyłożyła palec do ust, otworzyła torebkę i pokazała woreczek z… cukrem! A dokładniej cukrem w kostkach.
– To pewny środek przeciw awanturom. Kiedy mąż zaczyna lamentować, wkładam cukier do ust. Jest słodko i dobrze. uwielbiam słodycze od dzieciństwa! Dzięki temu życie wydaje się cudowne i wcale nie mam ochoty krzyczeć. Potem mąż się uspokaja i kolejny kawałek cukru pomógł mi w utrzymaniu spokoju. Raz tak zrobiłam i zobaczyłam, że od razu jest lepiej, więc teraz ciągle to praktykuje. Niektórzy próbowali mi wmówić, że słodycze są szkodliwe. Tylko, że ich nie ma ich od 20 lat, a ja wciąż jestem i cieszę się wszystkimi dobrodziejstwami życia! Dobrze, ja już pójdę, wkrótce mam masaż w hotelu! – i poszła…
Oto ona, królowa słodkiego życie!