Nasz syn pierwszy raz był na obozie i strasznie za nim tęskniliśmy, więc postanowiliśmy go odwiedzić. Michaś oprowadził nas po terenie wokół ośrodka, a później chcieliśmy zabrać go na lody. W trawie za pensjonatem, w którym mieszkał nasz syn, dostrzegłam telefon komórkowy. Podniosłam go i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jest jeszcze ciepły, jakby ktoś go przed chwilą używał, a wokoło nie było nikogo.
Mój mąż wziął ode mnie telefon i wszedł w listę kontaktów, a tam były zapisane tylko dwa numery telefonów – do mamy i taty. Jacek wybrał numer do ojca, wydawało mu się, że łatwiej się dogada z mężczyzną, stąd taki wybór. Po drugiej stronie słuchawki odezwał się radosny głos:
– Cześć synku!
– Dzień dobry, nie jestem pana synem, ale znalazłem jego telefon i chciałbym go jakoś zwrócić. Proszę mi powiedzieć w której grupie jest pana syn, a odniosę zgubę do odpowiedniego pensjonatu.
– Jakiej grupie? Skąd pan ma ten telefon? – mężczyzna był zdezorientowany.
– Znalazłem ten telefon spacerując po terenie, gdzie odbywają się obozy wakacyjne. Jest tutaj sporo różnych grup dzieci, proszę wskazać, w której znajduje się pana syn, żebym mógł oddać telefon.
Mężczyzna nie wiedział o czym mój do niego mówi, nawet zaczęłam żałować, że nie zgodziłam się zadzwonić do mamy chłopca. Mój mąż jednak nie rezygnował:
– To może chociaż mi pan powie, w którym pensjonacie mieszka pana syn? Taką informacja znacznie ułatwiłaby sprawę.
– Ale mój syn nie przebywa na żadnym obozie.
– To może tutaj pracuje, ile on właściwie ma lat?
– Nie, nie pracuje, to jeszcze dziecko. Gdzie właściwie pan znalazł ten telefon?
– Na obozie wakacyjnym dla dzieci w Rowach.
– Gdzie? O czym pan mówi?
– Przyjechałem do syna, jestem na terenie, gdzie mieszkają uczestnicy różnych obozów. Nikt inny nie ma tu wstępu.
– Proszę sobie ze mnie nie żartować. Niech pan wyjaśni, czy Maćkowi coś grozi?
– Ależ skąd! I nie, to nie jest żart. Ale wydaje mi się, że nie wie pan gdzie jest pana dziecko, prawda?
– Wiem. Na pewno nie jest na żadnym obozie. A pan sobie ze mnie żartuje.
– Proszę podać chociaż nazwisko syna, sam go znajdę. Proszę się nie martwić.
Mąż kazał mi zapisać dane chłopca, ale nie zakończył rozmowy z mężczyzną. Podeszliśmy do głównej recepcji i zapytaliśmy, czy Maciek jest tutaj. Pani niechętnie udzieliła nam informacji, ale przy pomocy ojca dziecka udało nam się potwierdzić, że dzieciak faktycznie jest na obozie.
– Proszę mi przypomnieć, gdzie jest ten obóz?
– W Rowach, nad morzem.
– Szlag by to… Skoro syn jest na obozie, to gdzie jest moja żona? I z kim pojechała na wakacje, które wykupiła dla dwóch osób?
Mąż nie zdążył nic odpowiedzieć, ponieważ przybiegł syn rozmówcy i przekazał mu telefon.