– „Dziewczyny, jutro macie termin, zadzwońcie do bliskich, żeby byli gotowi”. – Lekarz przekazał nam tę radosną nowinę podczas porannego obchodu.
Na oddziale były, łącznie ze mną, cztery młode dziewczyny. Tak się złożyło, że wszystkie rodziłyśmy prawie w tym samym czasie. W rezultacie wszystkie znalazłyśmy się potem w jednej sali. Po wyjściu lekarza wszystkie kobiety zaczęły dzwonić do swoich bliskich, a potem rozmawiały ze sobą i dzieliły się wrażeniami.
Olga powiedziała, że jej matka przygotowała już wszystko dla niej i dla dziecka, a w domu panował idealny porządek, nie było ani odrobiny kurzu. Rzeczy dla dziecka zostały już kupione i przygotowane.
Lena z kolei mówiła, że jej mąż wysprzątał mieszkanie tak, że aż lśniło, a resztę przygotowała teściowa. Dodatkowo czeka na nią w domu przyjęcie z okazji narodzin dziecka.
Daria pochwaliła się, że w domu nie mogą już się jej doczekać. Jej rodzice wszystko przygotowali, a jutro przywiozą jej i mężowi do domu domowy posiłek.
Wszystkie moje koleżanki z sali wyraźnie się cieszyły, że następnego dnia wracają do domu z nowym członkiem rodziny.
Ja nie miałam ochoty wracać do domu, na samą myśl czułam ogromne przerażenie. Miałam zaledwie osiemnaście lat, moi rodzice mieszkali bardzo daleko, dystans wynosił ponad 1000 kilometrów.
Oczywiście zadzwoniłam do męża, powiedział, że przyjedzie po mnie i dziecko. Wiedziałam jednak, że nikt nie przygotuje niczego na mój powrót. Mój mąż dużo pracował, a ja miałam przed sobą wizję siedzenia z maleńkim dzieckiem bez żadnej pomocy.
Sytuację komplikował fakt, że mieszkaliśmy na wsi, nie mieliśmy nawet bieżącej wody w domu, musieliśmy po nią chodzić do studni. Następnego dnia rano dostałam wypis, wszystkie dziewczyny z sali zostały już odebrane przez bliskich. Mój mąż przyjechał z bratem i wróciliśmy do domu. W mieszkaniu panował porządek, ale nie było żadnego jedzenia.
Wnieśliśmy dziecko, położyliśmy je do łóżeczka, a mój mąż powiedział:
„Ty przygotujesz jedzenie, a ja pójdę w pole wykopać ziemniaki”.
Słowa nie są w stanie opisać, jak bardzo było to bolesne.
Od razu przypomniałam sobie, jak przygotowani byli krewni dziewczyn ze szpitala. Każda kobieta wie, jak bardzo po porodzie potrzebna jest pomoc ze strony bliskich, a wsparcie psychiczne jest potrzebne nie mniej niż pomoc fizyczna.
W tamtych czasach nie było pampersów, musiałam sama prać pieluchy i jednocześnie gotować jedzenie dla mnie i mojego męża.
Po około tygodniu przyjechała do nas w odwiedziny mama. Wtedy było to już dużo łatwiejsze, była wielką pomocą w tym trudnym okresie.
A Ty, co zastałaś w domu jak wróciłaś ze szpitala? Podziel się wrażeniami w komentarzu.