Wstydliwie zakryła dłońmi swój ogromny dziewięciomiesięczny brzuch, chowając go głębiej w połach szpitalnego fartucha i z poczuciem winy odwróciła wzrok od lekarza, ukrywając przed nim łzy..
– Oni mnie… zabiją… im… mnie też przeklną… i jego! Na pewno zabiją… najpierw mnie… pot…pot… – jąkając się, szybko mruczała, zalewając się gorącymi łzami.
Lekarz spojrzał na nią surowo ale w jego piersi serce pękało na strzępy. „To dziecko jeszcze! Ile ona ma lat? 16? 17? Na oko wygląda bardzo młodo. Z pewnością ledwo skończyła szkołę średnią.”
Nie mógł zliczyć ile takich dziewczyn przechodziło codziennie przez jego ręce.
Zostawiały dzieci na oddziale neonatologii dziecięcej. Zdarzało się, że udało się namówić matkę, by zabrała swoje niczemu niewinne dziecko. Tak też się stało tym razem. Lekarzowi udało się ją przekonać, że da radę wychować synka.
Urodził się piękny chłopiec! Zdrowy, dorodny. Jakie oczy, jakie żywe, sprytne spojrzenie.
Minęły 4 miesiące. Dziewczyna pojawiła się ponownie na progu szpitala. Z dzieckiem w ramionach. Lekarz ujrzał przebłysk jej przerażonego spojrzenia, gdy pojawiła się w drzwiach pokoju recepcyjnego. Jego serce, wyczuwając coś złego, boleśnie zacisnęło się w klatce piersiowej.
Wchodząc do biura, dziewczyna, prawie nie oddychając, wręczyła mu śpiące dziecko.
Gorycz bólu tego, co się dzieje, brzydko zniekształciła młode rysy twarzy. Na czole wielka zmarszczka. Mocno zaciśnięte szczęki. Jej spojrzenie było niezachwiane i zdeterminowane.
Bez zbędnych ceregieli…
Rodzice adopcyjni dziecka znaleźli się natychmiast. Cudowni ludzie. Przez 15 lat zmagali się z niepłodnością. I błagali w końcu o swojego syna! Cudem okazało się nie tylko pojawienie się chłopca w ich dużym, gościnnym domu, ale także rychłe narodziny własnej córki. Szczęście rodziny podwoiło się!
Szczęśliwszej i bardziej przyjaznej rodziny ze świecą by szukać. Lata mijały, dzieci dorastały, rodzice nie byli z tego powodu zadowoleni.
Syn ukończył szkołę i wstąpił na studia medyczne. Był znakomitym studentem, dumą rodziny.
Straszna wiadomość wstrząsnęła rodziną – matka zachorowała. Uszkodzenie wątroby w 90%… Piękna, zadbana, kwitnąca kobieta w jednej chwili zamieniła się w wyczerpaną staruszkę, która prawie pożegnała się z życiem.
Śmiech wypełniający na co dzień cały dom, został zastąpiony przez płacz i ponure myśli. Bez gospodyni życie rodziny zamarło.
W jeden z zimowych, zimnych dni w szpitalnym gabinecie ordynatora zebrało się konsylium. Wykwalifikowani lekarze omawiali możliwości wyleczenia tej ciężko chorej pacjentki.
W poczekalni siedział młody człowiek. Płaskie czoło było napięte, żuchwa pulsowała. Szczęki miał mocno zaciśnięte. Jego spojrzenie było niezachwiane i zdeterminowane.
Był jedyną osobą, która mogła uratować przybraną matkę. Jego wątroba była w 99% odpowiednia dla pacjentki. Ani rodzona córka ani nikt z dalszej rodziny nie mógł być dawcą. Tylko on….adoptowany syn. Dany jej przez Boga dwadzieścia lat temu.
Trzy lata minęły, odkąd moja mama przeszła najtrudniejszą dziesięciogodzinną operację przeszczepu wątroby! Brat dał 60% wątroby swojej prawdziwej mamie!
I jestem niesamowicie dumna z jego czynu.
Odzyskała zdrowie i żyliśmy szczęśliwym życiem rodzinnym, gromadząc się razem przy stole w święta i weekendy… I mamy tyle miłości, że wystarczy wszystkim pokoleniom przez wiele lat!