Dziś z najlepszą przyjaciółką Gosią umówiłyśmy się na pieczenie pasztetu, ale okazało się, że w domu nie miałam czosnku…
Gosia postanowiła zrobić szybką przejażdżkę tam i z powrotem na najbliższy rynek, który jest oddalony o około 10 kilometrów od mojego domu. Takie ekspresowe zakupy powinny jej zająć najwyżej pół godziny, więc nawet się nie przebierała, tylko wyskoczyła w dresie i bez makijażu – bez którego z resztą i tak jest pięknością.
Przyjaciółka wróciła dopiero po trzech godzinach, zadowolona z siebie. I uwaga! Oto co kupiła:
– gruszki, tylko 4 złote za kilogram – prawdziwa okazja,
– pomidory malinowe, mięsiste aż do ślinotoku,
– gruntowe ogórki, pachnące jak orkisz,
– papryki – nie dla ciebie, wezmę do domu,
– rolniczy filet z indyka, jest dietetyczny, niskotłuszczowy, a Ty i ja potrzebujemy schudnąć,
– trochę rzodkiewki – do sałatki,
– dziesięć kilogramów cukru i mnóstwo jabłek – zrobimy dżem,
– majtki – to dla ciebie, spróbuj tego fasonu, nazywają się hipsterskie, są idealne dla twojego tyłka,
– patelnię teflonową – na swojej nie mogę już smażyć, wszystko się przypala,
– paczkę herbaty – nie lubię twojej,
– paczkę kawy ziarnistej – nie przepadam za rozpuszczalną,
– młynek – nie masz takiego, prawda?
– słoik soli morskiej – jest dobra dla ciebie,
– zestaw ręczników kuchennych – ładne, nie mogłam przejść obok nich obojętnie,
– packę na muchy – podoba mi się kształt dłoni,
– dwie pary kaloszy – dla mnie i dla ciebie, bo zaraz będzie deszczowo,
– arbuza, a raczej arbuzową dziewczynę, zobacz, ogon ma suchy, a tyłek duży,
– ananasa – ma w sobie coś, co rozkłada tłuszcz,
– pluszową zabawkę – jest taka słodka!
– Do tego trzy litry wytrawnego wina, po kilogramie sera i suchej kiełbasy, pstrąga, cytryny, imbir, ciasto i czekoladę.
– To wszystko?
– Tak, to wszystko.
– A czosnek?
– Zapomniałam…
I śmiałyśmy się do wieczora, popijając wino. Pasztet upieczemy jutro.
(Oparte na prawdziwych wydarzeniach).