Lubiłam moją samotność, choć kiedy zaczął pojawiać się w moim życiu, wydawał się taki spokojny i niewinny, nawet mi się to podobało. Był jak kot, wślizgnął się w moje życie niepostrzeżenie, zaufałam mu i wpuściłam do środka. Skąd mogłam wiedzieć, że stopniowo wszystko zacznie się zmieniać? Kiedy pozwoliłam mu wejść po raz pierwszy, ten potwór był taki łagodny i delikatny, najwidoczniej udawał. Pamiętam jak długo siedział w łazience, jakby nigdy w życiu nie widział wody i mydła! Powtarzałam sobie wtedy, że to tylko ta jedna noc, ale potem przyszły kolejne noce i dni, a ja wciąż wpuszczałam go do siebie. Następnym razem został na kilka dni, ale nie martwiłam się tym, bo wiedziałam, że w każdej chwili mogę go wyprosić.
Kolejnym razem potwór zapytał mnie czy może pomieszkać ze mną tydzień i gdy tylko skinęłam lekko głową, wyciągnął spod swojej skorupy własny ręcznik i szczoteczkę do zębów. Wtedy jeszcze nie podejrzewałam, że jest taki przebiegły. Zdarzało się, że budziłam się w środku nocy, patrzyłam na niego i myślałam: „A co jeżeli zostanie ze mną na zawsze?”. A ja chciałam być wolna, tęskniłam do mojej samotności. Potwór powiedział mi, że pokłócił się z matką i nie ma się gdzie podziać, nawet nie chciałam sobie wyobrażać jak wyglądała jego matka… Z resztą moja też często miała do mnie o coś pretensje.
Nie mogłam mu odmówić pomocy, przywykłam do jego towarzystwa, miałam wrażenie, że to on mnie oswaja… Mój potwór coraz częściej przyrządzał jakieś mikstury, a ja uwielbiałam ich zapach, wiedziałam, że to tylko kwestia czasu, gdy wpadnę w jego szpony. Nie mogło być inaczej, spełniły się moje obawy i potwór został ze mną na zawsze. Teraz jego rzeczy są już wszędzie: w łazience, w kuchni, zajął nawet połowę mojej szafy w sypialni. Zawładnął moim życiem, codziennie każe mi ze sobą rozmawiać, a przynajmniej raz w tygodniu wyciąga mnie pazurami na spacer po mieście. Nie umiem się przed tym bronić, jestem częścią tego horroru i coraz bardziej mi się to podoba. Ten potwór ma na imię Marcin i totalnie się w nim zakochałam.