Kiedy moja trzecia kuzynka postanowiła wyjść za mąż, na ślub została zaproszona moja babcia.
– Tak miło z ich strony, że pomyśleli o biednej staruszce – powiedziała moja babcia, promieniejąc, gdy wybierała swój strój na tę uroczystość – czy mogłabyś zobaczyć, czy ten kapelusz pasuje do tej sukienki? A może powinnam kupić różową?
– Babciu, czy ty w ogóle znasz pannę młodą?
– Oczywiście, że tak! Wiele lat temu otrzymałam wiadomość, że się urodziła i podpowiedziano mi, że powinniśmy to jakoś uczcić prezentem. W odpowiedzi wysłałam bardzo ładną kartkę. Potem nie słyszałam nic o tym dziecku, aż do teraz.
– Dlaczego zostałaś zaproszona? – Zastanawiałam się. Nie znałam panny młodej lepiej niż moja babcia, nasi krewni w stolicy nie byli zbyt towarzyscy wobec rodziny z prowincji.
– Czy nie wiesz, że na każdym porządnym weselu musi być starsza pani w chustce siedząca w kącie i robiąca za tło?
– Brakuje ci chustki na głowie – wtrąciłam, badając wymyślną fryzurę mojej wiekowej staruszki.
– Każda starsza pani ma sklerozę, która zajmuje czołowe miejsce wśród ogólnego zestawu cnót! Brak chustki może być dowodem.
– Ty i skleroza! – Prychnęłam.
– Całkiem przydatna wymówka! – Babcia wykrzyknęła. – Gorąco polecam zaopatrzyć się w nią na starość. Dzięki niej można zapomnieć o wielu niepotrzebnych rzeczach i co najważniejsze – o ludziach! Szczególnie o tym, że za zaproszenie na ślub powinnam podziękować zwrotnym zaproszeniem na pobyt w małym domku nad morzem.
Tak, oczywiście, domek nad morzem stał się obiektem sporej uwagi wielu krewnych, którzy do tej pory uparcie zapominali o istnieniu babci.
Poszliśmy jednak na wesele, babcia poinformowała krewnych, że nie może przyjechać bez eskorty w mojej osobie. Ktoś musiał od czasu do czasu przynieść staruszce lampkę wina!
Starałam się jak mogłam, żeby uniknąć tej wątpliwej przyjemności jaką jest wesele, ale babcia zawsze miała kilka atutów w rękawie. W szczególności potrząsnęła mi przed nosem kilkoma biletami na wytworny spektakl w jednym ze stołecznych teatrów, a ja uległam.
Postanowiłyśmy zatrzymać się w hotelu – nie ma potrzeby zatrzymywać się u krewnych, którzy byli zajęci przygotowaniami do ślubu. Oczywiście powiedzieli, że starsza pani z sąsiedztwa chętnie pozwoli mojej babci przenocować. Wiadomo, że starsze panie zawsze mają coś fajnego do opowiedzenia przy filiżance herbaty.
– Powiedz jej, że tak chrapię, że nie dam spać nie tylko dobremu sąsiadowi, ale i młodym zrujnuję noc poślubną. Tak, tak, słychać to przez ścianę. Dlatego musiałam kupić własny dom, bo sąsiedzi z bloku błagali mnie na kolanach, żebym się wyprowadziła.
Krewny, gdy usłyszał, że moja babcia ma zamieszkać w hotelu, był nieco spięty, jednak natychmiast się rozluźnił, gdy dowiedział się, że nie będzie musiał płacić za hotel. Polecił jednak mały uroczy hostel niedaleko swojego domu.
– W sąsiedztwie? Nie doceniasz siły mojego chrapania – prychnęła babcia.
Hotel, którego pokoje mieliśmy zarezerwowane z dużym wyprzedzeniem, też nas trochę nie docenił. Pani w recepcji rzuciła niezadowolone spojrzenie na nasze niewarte uwagi ubranie, wygniecione w drodze, i uśmiechnęła się do przystojnego mężczyzny w fikuśnej marynarce.
– Przepraszam, mamy rezerwację – próbowałam wtrącić, ale piękność tylko wykrzywiła swoje pulchne usta:
– Proszę o cierpliwość – i uśmiechnęła się tymi właśnie ustami do przystojnego mężczyzny.
– Co mogę dla ciebie zrobić?
Usta rzeczywiście były ładne, pełne i apetycznie, obficie pomalowane szminką. Pewnie niedawno powiększane.
– O mój Boże, dziewczyno, kto cię tak ugryzł? – Nagle nad moim ramieniem zabrzmiał głos babci.
Odwróciłam się. Babcia, lekko skrzywiona i rozczochrana, wyjęła z torebki okulary. Wyglądała tak, jakby z popularnego wyobrażenia o babci założyła już na głowę hipotetyczną chustkę.
– Kto mnie ugryzł? – Młoda pani w recepcji nie czuła się zagrożona i beztrosko ustawiła się do ataku.
– Widziałaś swoje usta? Biedna dziewczyna! To pszczoły, prawda?
– Nie użądliła mnie żadna pszczoła! – Młoda dama, czując się urażona, zerknęła nerwowo na przystojnego mężczyznę, który opierał się o recepcję, z zainteresowaniem obserwując tę scenę.
– Szerszeń? To jeszcze gorzej! Przez trzy miesiące będziesz chodzić z wydętymi ustami. Dziwię się, że jesteś w stanie mówić – zawodziła babcia.
– Kobieto, zostaw moje usta w spokoju – powiedziała dziewczyna, jej twarz powoli, ale skutecznie się zarumieniła.
– Mieliśmy na farmie jednego pracownika, którego osy użądliły w ten sam sposób. Przez miesiąc chodził ze skrzywioną twarzą, nie mógł mówić. Dopiero balsam z krowiego moczu pomógł.
– Proszę przestać!
– Chociaż gdzie w tym mieście można znaleźć świeży krowi mocz? Ale jeśli chcesz, mogę ci go wysłać – nie odpuszczała życzliwa babcia.
– Grałam w grę na moim telefonie, musiałabym go naładować, bo całkiem się rozładował. Albo daj mi proszę swój telefon, zadzwonię do pracownika, jeśli nie jest pijany, najbliższym pociągiem wyśle balsam.
Oboje wpatrywałyśmy się w czerwoną jak rak młodą damę, która nie wiedziała co zrobić z ustami.
– Jaki macie panie numer rezerwacji? – wymamrotała.
Z nami rozprawiono się w minutę. Dano nam klucze i pokazano drogę do windy.
– Nie podoba mi się kolor twojej twarzy – babcie krzyknęła z windy – jest zbyt czerwony. Nie chcę, żebyś dostała zapalenia, moja droga. Pszczoły są niebezpieczne!
Zdaje się, że ta młoda dama jeszcze tego samego dnia umówiła wizytę do lekarza, bo później już jej nie widziałyśmy.
Za nami do windy wszedł przystojny mężczyzna w marynarce.
– Co stało się dalej z Pani pracownikiem z gospodarstwa? – zapytał z zainteresowaniem.
– Jeszcze nie zeszła opuchlizna, leczy się byle czym, najczęściej bimbrem – bąknęła babcia. Straciła już ten kretyński wygląd, który sobie nadała, i wróciła do dawnej siebie, piękności w pełnym rozkwicie swoich siedmiu dekad.
– Tak myślałem – uśmiechnął się mężczyzna. – Ja też zawsze uważałem, że ta moda na wydęte usta przekracza wszelkie pojęcie o pięknie twarzy. Ale nie da się tego wytłumaczyć dziewczynom.
– Niestety – westchnęła babcia – zdrowy rozsądek nie jest jeszcze modny. Na razie więc trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość.