Znowu puka do drzwi! Na szczęście wyłączyłam telefon. I woła cichym głosem: „Zosia, otwórz”. Czterdziestolatek stoi pod drzwiami jak mały chłopiec!

Znowu puka do drzwi! Na szczęście wyłączyłam telefon. I woła cichym głosem: „Zosia, otwórz”. Czterdziestolatek stoi pod drzwiami jak mały chłopiec!

Zosia cicho przeszła korytarzem swojego mieszkania i podeszła do lustra. Może jednak otworzyć? Spojrzała na swoje odbicie.

Siwe włosy. Siniaki pod oczami. Zgasłe spojrzenie. I nie ma siły niczego zmieniać. Nie ma siły myśleć o wyglądzie. Nie! Niech zapamięta mnie piękną. Jednak trzeba się jakoś wytłumaczyć!

Zosia włączyła telefon. Wybrała numer. Usłyszała dzwonek swojego telefonu na klatce schodowej.
– Cieszę się, że zadzwoniłaś, Zosiu. – Waldek wykrzyknął po drugiej stronie drzwi.

– Waldek – odpowiedziała kobieta lodowatym tonem. – Nie otworzę. Porozmawiamy przez telefon. Przestań przeszkadzać sąsiadom i wyjdź z klatki schodowej. Stań pod latarnią. Zadzwonię.

Zosia rozczesała włosy i podeszła do okna. Z drugiego piętra jej mieszkania wyraźnie widać było, jak Waldek wyszedł z klatki w wieczorny zmierzch ulicy miasta. Stanął pod latarnią naprzeciwko jej okna i wyjął telefon z kieszeni.

Zosia wiedziała, że Waldek natychmiast zrozumie, pod którą latarnią stanąć. Ponieważ z tą latarnią była związana historia ich znajomości.

Tamtego wieczoru odprowadził ją do domu. Szalenie zakochany, stał pod tą latarnią i szukał oczami lokalizacji jej okna na drugim piętrze. Widząc jego samotną postać w plamie żółtego światła, otworzyła okno. Machnął radośnie ręką. Zosia zawołała przez okno: „wejdź.”To był początek ich spotkań w przytulnym mieszkaniu kobiety.

Pamiętając o tym, Zosia, odsunęła zasłonę, spojrzała przez szybę na Waldka. Teraz, tak jak wtedy, stał w tym samym miejscu.

Wiatr powiewał jego płaszcz. Jesienny deszcz kapał na jego ciemne włosy.

Serce Zosi skurczyło się z litości. Taki znajomy, taki kochany. I nigdy więcej nie będziemy razem. Serce zastygło, gula stanęła w gardle. Zosia pośpiesznie, drżącą ręką wzięła tabletki i popiła wodą.

Teraz tabletki i szklanka wody były zawsze pod ręką. Nie możesz się martwić, ostrzegano ją: „bez podniecenia i niepotrzebnych emocji!”

Gdyby Waldek potrafił zrozumieć, że popycha ją do tych nadmiernych emocji!

Zosia ponownie podeszła do okna. Waldek machnął radośnie, widząc sylwetkę kobiety, która pojawiła się w oknie.

— Tak bardzo cię kocham, Zosiu -szepnęły jego usta.

Zadzwonił telefon.

– Waldek – zaczęła krótko Zosia – Nie czuję się dobrze. Nie mogę się martwić. Zostaw mnie w spokoju!

– Zosiu, nadal cię kocham. Chcę siedzieć u twoich stóp i dbać o ciebie. Wpuść mnie.

— Nie ma mowy. Idź już.

– Zosia, nie przestaję myśleć, że gdybyśmy się zaręczyli, byłbym tam teraz z tobą jako twój mąż.

– Cieszę się, że się nie zaręczyliśmy. Jesteś o trzynaście lat młodszy ode mnie. Mam pięćdziesiąt trzy lata. Nie chcę, żebyś widział mnie starą i niedołężną. To wszystko. Przepraszam.

Zosia rzuciła słuchawkę.

– Nie – powtarzał Waldek pod latarnią i rzucił pytające spojrzenie przez okno. Nigdy nie zrozumiał, dlaczego odebrano mu miłość. Tak dobrze sobie radzili zaszywając się w jej mieszkaniu. Spotykali się tam przez dziesięć lat, prawie każdego wieczoru. Teraz jest jasne, dlaczego Zosia nie chciała go poślubić! Zostawiła sobie okazję, by w ten sposób, gwałtownie i szybko zerwać ich związek!

Zosia zaciągnęła zasłonę i położyła się na kanapie, słuchając bicia swojego serca.

– Jest jeszcze taki młody – myślała – nie rozumie jeszcze, że najważniejsze w życiu człowieka jest jego zdrowie. Jak mu wytłumaczyć, że dla mnie jego miłość stała się przytłaczająca?

Zosia wstała z kanapy, uchyliła zasłonę i zobaczyła Waldka. Stał w deszczu i nawet nie zamierzał nigdzie iść. Znowu nie odebrała telefonu. Wyłączyła światło. Gdyby można było tak łatwo ukryć się przed miłością!

Oczywiście różnica wieku była głównym powodem, dla którego Zosia nie poślubiła Waldemara. Bała się tego, co właśnie się teraz stało: Zosia jest słabą, bezlitośnie starzejącą się kobietą, a on jest młodym, pełnym siły mężczyzną.

Telefon znów zadzwonił. Wiadomości od Waldka zasypywały ją jedna po drugiej. Prosił o ostatnią rozmowę. Zosia odpowiedziała.

– Mam ostatnie pytanie – obrażonym tonem powiedział Waldek – co ja jestem winny?

— To nie twoja wina, kochanie – odpowiedziała Zosia, jej głos przycichł – W dniu, w którym zawiodło mnie serce, byłam w pracy. Nie martwiłam się o nic i jak zawsze byłam szczęśliwa, że znów cię zobaczę wieczorem. Byłam z tobą szczęśliwa przez te wszystkie lata. Życie jest tak uporządkowane, że nadszedł czas, abyśmy się rozstali. Cieszę się, ponieważ lekarze przewidują szybką poprawkę. Zdecydowałam, że w moim życiu nie ma już miejsca na tak szaloną miłość. Przepraszam, kochanie.

– I ja przepraszam, kochanie. Rozumiem. Nie będę już do ciebie dzwonił. Ale będę czekał na twój telefon.

Waldek jeszcze nie jeden wieczór przychodził pod latarnię. Patrzył na okno. Czekał. Miał nadzieję. Ale już się nie spotkali.

Z biegiem lat było coraz łatwiej. Zaczęli nawet gratulować sobie udanych wakacji przez telefon. A gorąca miłość przerodziła się w czystą, ciepłą przyjaźń.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Znowu puka do drzwi! Na szczęście wyłączyłam telefon. I woła cichym głosem: „Zosia, otwórz”. Czterdziestolatek stoi pod drzwiami jak mały chłopiec!