Żona kochana mniej niż pies.

Wanda często chorowała. A to bolały ja plecy, a to ramię. Później przez trzy dni głowa albo jelita.

Zaczęło się dawno temu. Kiedy? Zaraz po ślubie. Dzięki Bogu, minęło trzydzieści lat od tego momentu. Dwóch synów dorosłych. Wnuki. Mąż…

Mąż uważał Wandę za hybrydę odkurzacza, kuchenki, pralki, psychologa, elektronicznego pamiętnika i opiekunki. Opiekunki nie tylko dla dzieci ale także dla niego samego.

Nie, nie, Wanda nie była tylko i wyłącznie gospodynią domową. Była zwykłą kobietą, która po pracy zawodowej leci do domu, żeby ugotować obiad i kolację, później zmywa, odkurza a dopiero na końcu siada. I to nie po to, żeby odpocząć ale po to, by pomóc dzieciom w odrabianiu lekcji. Dzieci dorastały szybko, owszem, jednak równie szybko dzieci zostały zastąpione przez wnuki.

Szczęśliwa rodzina.

I tylko Wanda bez końca chorowała. Lekarze nie znaleźli wyraźnych przyczyn jej licznych chorób. Na nic nie jesteś chorą – mówili. Idź do psychoterapeuty. Jakby była nienormalna.

Pewnej nocy Wanda obudziła się z silnym, sztyletowym bólem brzucha. Wezwała karetkę pogotowia – była przyzwyczajona do radzenia sobie z każdą sytuacją. Została zabrana do szpitala, lekarz ją obejrzał, zlecił badanie krwi oraz pilne USG. Po obejrzeniu wyników badań stwierdził, że musi udać się do innego lekarza i podał jej wizytówkę. Wanda spojrzała na nią – znowu psychiatra.

Wydarzenia tej nocy na tyle ją przestraszyły, że postanowiła zadzwonić do polecanego jej w szpitalu lekarza i umówiła się na wizytę.

Cud oczywiście się nie wydarzył. Ale Wanda powoli zaczęła się zmieniać.

Piła jakieś tabletki, wieczorami coś pisała w zeszycie – domownicy nie byli zainteresowani tym, co robi ale patrzyli ukradkiem — dlaczego nie jest w kuchni, dlaczego nie wykonuje swoich codziennych obowiązków? A Wanda odrabiała pracę domową, którą terapeuta kazał wykonywać regularnie.

Więc Wanda powoli poznała swoje uczucia.

Pewnego dnia cała rodzina zebrała się przy stole, był to jakiś świąteczny dzień. Mężczyźni zaczęli rozpamiętywać o ukochanym psie, który mieszkał z nimi przez dwanaście lat i zmarł — albo z powodu choroby albo ze starości. Dobry był pies, miły. Wszyscy zgodzili się, że strasznie im go brakuje, choć minęło już kilka lat od utraty zwierzaka.

Wanda spojrzała na męża i zobaczyła łzy na jego twarzy. To on – ten, który nigdy nie wyraził żadnych emocji związanych z chorobami Wandy, przy żadnych domowych wydarzeniach czy to narodziny synów czy zakończenie przez nich szkoły.

Mąż tęsknił za ukochanym psem.

Wtedy Wanda coś zrozumiała. I nie milczała.

– Gdybym była kochana przynajmniej w połowie tak jak ten pies, być może chorowałabym mniej…

Oczywiście nazwano ją niewrażliwą histeryczką. Chociaż są to właściwie dwie wzajemnie wykluczające się definicje.

Mąż wstał od stołu i wyszedł z domu trzaskając drzwiami. Poszedł się przewietrzyć.

Synowie oczywiście ucichli urażeni.

Nikt nie wpadł na to, żeby przytulić Wandę lub powiedzieć jej chociaż kilka ciepłych słów.

Tak jak nikt nie zaoferował jej później pomocy w myciu naczyń. I w innych pracach domowych.

***

Poznałam Wandę trzy lata po tym wieczorze. Coś w niej subtelnie się zmieniło. Schudła, odświeżyła się. Nawet jej oczy stały się inne – zniknął wieczny smutek w spojrzeniu. Zmarszczki wydają się wygładzone.

Rozwiodła się z mężem. Mąż o wszystko obwiniał psychologa i podejmował nieskuteczne próby opanowania pralki i samodzielnego gotowania jajecznicy z kiełbaskami. Według Wandy niezbyt dobrze mu to wychodziło. Próbował „nawiązać relacje” z żoną. Z takim samym sukcesem jak gotowanie kaszy, którą najpierw zagotował a następnie przypali. Niestety było doskonale widać, że nie zamierza nawet próbować dawać swojej żonie odrobinę ciepła a jedynie zależy mu na przywróceniu dawnego porządku. Chciał z powrotem odzyskać swoją hybrydę aby prasowała koszule i ego swoich mężczyzn.

A Wanda żyła sama. I była szczęśliwa.

Przy okazji sprawiła sobie psa. Oczywiście utrzymywała kontakt z wnukami ale bez przesady. Czytała im ich ulubione bajki, chodziła na spacery do parku, na karuzelę i na lody. Naukę matematyki i wychowanie pozostawiła swoim dzieciom. Koniec heroizmu.

„Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że zasługuję na życie nie gorsze niż nasz pies” — powiedziała z namysłem Wanda.

I wydaje mi się, że ma całkowitą rację.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Żona kochana mniej niż pies.