Na pogrzebie 104-letniej babci naszego przyjaciela wszyscy cicho ją opłakiwali.
Płakali nieszczere ale szczerze marzyli o życiu tak samo długim.
Przemówienia na temat życia i pracy zmarłej trwały już od ponad godziny a dotarli dopiero do połowy XX wieku.
Babcia była niewątpliwie legendarna ale, jak mówią, ludzie byli zmęczeni przemówieniami i wyraźnie marzyli o tym, by wszystko szybko się skończyło.
Nasz przyjaciel, wnuk zmarłej, czuł się winny, że odczuwamy takie niedogodności z powodu jego krewnej, więc ciągle spoglądał na nas z niepokojem.
– A ja, kiedy babcia skończyła 100 lat, chciałem zorganizować jej prawdziwe święto z elegancką ucztą. Bardzo się ucieszyła i poprosiła o zaproszenie na jubileusz wszystkich swoich kolegów z klasy – przyznał zakłopotany wnuk.
Wszyscy podnieśliśmy brwi ze zdziwieniem i zadaliśmy głupie pytanie:
– I?!
Wnuk westchnął ciężko, spojrzał na trumnę i smutno powiedział:
– Nikt nie przyszedł. Była wtedy bardzo zdenerwowana i zamiast kompotu przypadkowo wypiła prawie litr wina. Tak bardzo polubiła ten stan, że każdego dnia zaczęła domagać się przyniesienia wina. Piosenki śpiewała jak się upiła. I co charakterystyczne, ciągle mi dziękowała :
– Wnuczku, gdyby nie ty, umarłabym nie zaznając przyjemności picia wina! Dziękuję! Nalej…
– Na co umarła? – zapytałem.
Wnuk znowu westchnął ciężko, pociągnął nosem i ledwo się powstrzymując od płaczu powiedział ze ściśniętym gardłem:
– Upiła się winem i wskoczyła na trzepak. Zaczęła na nim robić obroty. Jeden obrót była w stanie zrobić a na drugim palce jej się ześlizgnęły. Spadła z poprzeczki. Śmiertelnie…
Zakryliśmy twarze dłońmi i ze łzami w oczach, wzdrygając się rytmicznie, śmialiśmy się w milczeniu.
A babcie stojące obok, delikatnie pocierając kąciki oczu czubkami palców, patrzyły na nas i marzyły w duszy, aby i je, gdy nadejdzie czas, wnuki równie gorzko opłakiwały…