– Halo? Czy to usługa erotyczna dla mężczyzn? Seks-telefon?
– Czeeeś, mam na imię Shylfia. Tak, to sheks-telefon.
– Ktooo? Jaki sheks-telefon?
– Nie PSEKS! A moje imię Psylfia, no PSYLFIA. Psheprasham, ledwo mówią, bo gardło boli i ząb, spuchnięta jestem. trudno mi wymawiać słowa.
– A, Sylwia! Teraz rozumiem! Skoro chorujesz, nie ma Cię kto zastąpić, żebyś odpoczęła, wykurowała się?
– Nie ma nikogo, kto mógłby mnie zastąpić. Shystkie dewhszyny na zwolnieniu lekarskim, epidemia, a jedna, Olga, na macieshyńskim jest.
– Na urlopie macierzyńskim? To co, ona przez telefon w tę ciąże zaszła… hehe.
– Nie no, jak, czemu pszez telefon. Ze swoim Psemkem.
– Wow! Olga ma dziecko z Przemkiem! Myślałem, że dzwonię na seks telefon, a nie na ploteczki!
– Nic śmieszhnego! Ząb boli, to sie zdecyduj, czy chcesz shorzystać z usługi shesk-telefona, czy nie. Jak nie, to zwolnij linię!
– Chcę, Sylwia! Skoro sie już dodzwoniłem, to nie ma co się wycofywać. No dalej!
– To zaczynamy. Jak masz na imje?
– Konrad.
– Tak, Konfrad… Konfrad… Czy Ty się tam szmiejesz?
– Ha ha ha!.. A jak inaczej… Nie, nie, Sylwia, nie śmieję się, wszystko w porządku. Leżę na kanapie, zrelaksowany, słucham Cię. Mów dalej.
– Fięc, Konfrad, czym mnie chcesz poderhać? Khasą, muszkułami, a może tym, że mash jaft?
– Co? Nic nie zrozumiałem. Jaki jaft?
– Jaft, do płyfania!
– Zrozumiałem, dobrze, może tak być. A Ty jaką kobietę będziesz grać?
– Mogę pielęgniajkę, mogę polisjantkę, mogę sztraszhaczkę…Konrad, Ty znowu się żmiejesz? Nie mogę tak pracować!
– Uhaha, zaraz mi łeb odpadnie… Nie, nie, Sylwia, Kontynuuj, na litość boską! Kogo tam wymieniłaś na początku?
– Fezus, ilesz moszna… No to ta, co nosi fachtuch, leki, fsystkie takie medyszne bzdury…
– Ten „fachtuch” najlepiej wymawiasz, Sylwia.
– Znowu szartujesz, Kofrad?
– Nie, Sylwia, po prostu jesteś niesamowita! Ja już tutaj wytrzymać nie mogę, aż skurczu w boku dostałem. Dobrze, wybieram seksowną pielęgniarkę, jedziemy z tym dalej.
– No, dobra, dalej. Fięc leżysz na szerofim łóżku, całkoficie nafi, a potem wychodzę z łahienki…
– Cholera, zaraz umrę! Skąd wychodzisz, Sylwia?
– Z Łahienki, roszumiesz? Z Fush. Z pomieszenia, w którym się myją ludzje, roszumies? Co Ty jestesz fłupi, Konfrad?
– Och, Sylwia, przepraszam po tysiąckroć, nie śmieję się celowo. Po prostu moje imię w Twoich ustach brzmi bardzo zabawnie.
– A to moja fina, że Cię tam naszfali? Febil!
– Ktooo?
– FEBIL, a kto! choleha, jakby nie ten ból, to szystko bym Ci fygahnęła! Fnoju!
– Chwileczkę, Sylwia, uspok,ój się… raz, dwa, wdech-wydech! Gotowe! Więc leżę na łóżku, wychodzisz z łazienki…
– Tak, wychodzę z łahenki, mam na sobie szahne rahstopy oraz czahny biufsztonos z kohonki. Konfrad, Halo? Jesteś?
– AHAHA, matko,kobieto… Sylwia, wszystko w porządku, to po prostu ten skurcz i musiałem wstać to rozchodzić.
– Dobsze się szujesz?
– Tak, Sylwia, jest dobrze.
– Jeszcze sie nie zabafiałeś?
– Co?
– Ugh, jesteś głuchy? Nie bafiłeś się phtakiem, mówię? Czy orgafsm był?
– Nie możesz być taka niecierpliwa… Ale skoro chcesz wiedzieć to myślę, że to już niedługo Sylwia. Boże, pomóż mi przetrwać do końca rozmowy. Spokojnie, Konrad! Musisz się uspokoić! Wdech-wydech… Sylwia, jestem gotowy, możemy dalej!
– A teraz, fzdychajonc kładę nogę na tfoim kroszu, a potemm zaczynam powoli ścionfać sfanik…
– Co?..
– Sfanik, Febilu! Sfanik, w którym kryją się moje wielkie syski… Konfrad? Halo?
– Jestem tutaj, Sylwia… oh, oh, oh… jak powiedziałaś? Syski?
– Tak, syski! I Cho? Sysek nigdy nie widziałeś? A czym kahmiła cię mama? Zawijała ser w liść kafusty, czy co?
– Och, Konrad, musisz się uspokoić. Sylwia, Sylwuniu, słoneczko, jestem tutaj. Jestem u Twych stóp. Wdech-wydech…
– Fięc co, fontynuować? Konfrad, jesteś imfecylem! Jeszcze raz się zasmiejesz, to szucam słuhafkom, rozmies? Fyrfę potem kabel, szeby tacy jak Ty jusz nie dzfonili!
– Cholera, muszę pilnie pomyśleć o czymś smutnym. O pogrzebac? A może o przyszłości kraju?.. Oh, oh… Sylwia, proszę, kontunuuj!