Byłem w trzech związkach małżeńskich i wszystkie się rozpadły przez słabość kobiet

Wszystkie kobiety z którymi byłem w związku, były zdeterminowane i wytrwałe. To ważne cechy charakteru, które często przejawiają się “sztywnością” i apodyktycznością, nie tylko w łóżku. Każdy dorosły, odpowiedzialny człowiek nie powinien być słaby, a tak nawiasem mówiąc, to słabość często przejawia się w kłótniach.

Kobieta mimo tego, że nie ma racji, często nie chce się “ugiąć”, a to duży problem. Z jednej strony więc determinacja bywa pozytywna, ale w związku może być uciążliwa. Po takim zachowaniu tracę zainteresowanie kobietą i trudno uznać mi ją za silną i dojrzałą kobietę, skoro swoje samopoczucie stawia ponad zdrową dyskusję. Bez względu na to, jak bardzo próbuję się zmienić, wciąż stanowi to dla mnie wielką przeszkodę i nie mogę znaleźć kobiety, która mogłaby iść przez życie u mojego boku.

Tak zbudowany jest świat i jestem pewien, że mój ojciec czy przyjaciel mogliby powiedzieć, że przesadzam i jestem zbyt wybredny. Przecież nie w każdej sytuacji kobiety się tak będą zachowywać. Uważam, że kobieta powinna być takim samym wsparciem jak najbliższa rodzina, a nie próbować udowodnić swoją rację, jednak najwidoczniej w domach nie uczy się takiej kobiecej roli.  

W rezultacie, będąc trzykrotnie żonaty, wszystkie te związki się rozpadały ze wzgledu na słabość kobiet. Po prostu wszystkie były zbyt apodyktyczne i nie potrafiły ze mną szczerze rozmawiać, woląc udowadniać swoją rację. Z własnego doświadczenia wiem, że ciężko jest żyć z taką kobietą. Jedynym plusem tego jest to, iż zdobyłem ogromne doświadczenie w życiu, którym mogę się dzielić z innymi mężczyznami.

Teraz jestem sam i w sumie trochę tęsknie za byciem w poważnym związku. Zapewne będę już samotny do końca życia – nie mam już siły pakować się w jakieś przelotne relacje, które bardziej mnie zmęczą, niż przyniosą coś dobrego. Mimo takiego doświadczenia zostałem sam, czy to nie komiczne? Czasami myślę, że może na próżno byłem z tymi kobietami, może wcale ich nie potrzebuję? Przecież da się żyć nie będąc w żadnym związku. 

Nie zamierzam sie już jednak tym przejmować i denerwować. Trochę czuje się źle z tym, że zapewne nie pokocham już nigdy nikogo takiego, kto woli mieć rację, niż mieć mnie. Czuję sie przez to trochę zblazowany, bo nie mogę  pokochać spontanicznie, szczerze się kimś zainteresować. Bardzo mierzi mnie fakt, że dopóki nie zmieni się czegoś w sobie, to nic się nie zmieni. Jestem samotny, ale do końca oddany moim przekonaniom i ciężko mi przez to cokolwiek odmienić. Chociaż coraz częściej uważam, że ja nie muszę się zmieniać, a świat wokół – już tak. 

Być może moje życie było mało spontaniczne i bez wybuchu uczuć, ale uważam, że mimo tego przeżyłem je doskonale, nawet jeśli nie mam żadnej kobiety u boku. 

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Byłem w trzech związkach małżeńskich i wszystkie się rozpadły przez słabość kobiet