Czasami człowiek ma wrażenie, że na stare lata życie musi być nudne, człowiek przeżył wszystko, co miał przeżyć i nic go już nie czeka. I nic nie zmieni jego poglądów. Ale okazuje się, że przyziemna historia pewnego wieczoru może nieoczekiwanie wiele zmienić.

Czasami człowiek ma wrażenie, że na stare lata życie musi być nudne, człowiek przeżył wszystko, co miał przeżyć i nic go już nie czeka. I nic nie zmieni jego poglądów. Ale okazuje się, że przyziemna historia pewnego wieczoru może nieoczekiwanie wiele zmienić.

Tak stało się z Marią.

Maria chodziła do sklepu zawsze wcześnie rano, kiedy w sklepach nie było tłoku, na ulicach nikt jej nie denerwował i była mniejsza szansa na to, że kogoś obrazi. Maria bowiem nie była zbyt sympatyczną osobą.

Ale ten dzień od rana nie był udany. Ciśnienie wzrosło, głowa ją bolała. Po obiedzie Maria odpoczęła i postanowiła pójść mimo wszystko do sklepu. Chleb się skończył i nie było mleka na owsiankę.

Długo się zbierała, rozmawiając ze sobą. Z zewnątrz było to zarówno smutne, jak i trochę zabawne. Maria pracowała przez całe życie w szkole i narzekała na siebie, jak nauczyciel na leniwego ucznia.

Od dawna mieszkała sama, rozwiodła się z mężem dwadzieścia lat temu. Na początku była z tego zadowolona, ostatnio zaczęła żałować, że rozstali się przez głupotę. Nikt nie chciał być gorszy od drugiego, to wszystko. A dzieci mówiły jej, że ojciec też nie jest zadowolony z tego rozwodu, ale co to teraz zmieni!

Życie minęło.

Dzieci mieszkały osobno ale często odwiedzały ją z wnukami.

Robiły dużo hałasu, produkowały tony śmieci i czasami Marii się wydawało, że woli rozmawiać z nimi przez telefon niż ich gościć.

Kiedy córka pytała:

– Mamo, może dzieci przyjadą do ciebie w wakacje na pięć dni – kurczyła się wewnętrznie, krzywiła, nie chciała się stresować ale zgadzała się:

– Jasne, niech przyjadą

Ale w rzeczywistości Maria przyłapywała się na myśleniu, że tak naprawdę nie chce się nimi zajmować.

Znowu jej rytm życia i jej rutyna zostaną naruszone!

A pytanie dzieci „mamo, może kupić ci kotka lub pieska” – po prostu wytrąciło ją z równowagi. Nie znosiła kotów, tak paskudnie ocierają się o nogi i wszędzie jest od nich sierść. Z psami trzeba wychodzić, a ile razy pies gryzie swojego właściciela!

Wszystkie te myśli narodziły się w głowie Marii, gdy szła do sklepu.

Wyszła, gdy już zrobiło się ciemno. Latarnie oświetlały posypane śniegiem ścieżki a w ich rozproszonym świetle nadal powoli spadały duże płatki śniegu.

Maria nawet zachwyciła się tym przedświątecznym listopadowym preludium, poślizgnęła się, prawie rozciągnęła się na drodze, absurdalnie machając torbą.

Jakiś starszy mężczyzna zdążył ją wesprzeć, a ona dziękując mu szła dalej ostrożniej, pamiętając o byłym mężu.

Irytacja na niego już dawno minęła, ustępując miejsca wspomnieniom o tym, co dotykało tajnych strun jej duszy.

W sklepie nagle postanowiła kupić nie tylko to, co planowała ale także czekoladki i kiełbaski. Maria przypomniała sobie, jak ona i jej mąż, dawno temu, kiedy zaczęli budować dom, pojechali tam pewnego dnia i zabrali ze sobą kanapki z kiełbasą i czekoladki. Nie było jeszcze gdzie nocować i po pracy na świeżym powietrzu jedli pyszne kanapki i pili herbatę z czekoladkami.

„To było szczęście „- pomyślała nagle i sama się przestraszyła – ” co to ja myślałam, zupełnie na umysł mi padło!”

Podchodząc do kasy, szukała portfela przez długi czas, w kolejce zaczęli się niecierpliwić. Odsunęła się na bok, otworzyła torbę na ościerz ale portfela nie było!
Tego jeszcze brakowało!

W portfelu, oprócz niewielkiej ilości pieniędzy, znajdowały się karty bankowe.

– Pani Maria Grzegorzewska, witam, czy coś się stało?.- usłyszała znajomy głos. To był Sławek Bykowski, jej były uczeń, który niegdyś nieźle jej zalazł za skórę swoją niechęcią do nauki.

– Zapomniała Pani portfela? Zapłacę, Pani Mario a później mi Pani jakoś odda – widząc jej surowe spojrzenie, poprzedził jej odmowę Sławek.

Spojrzała zdezorientowana i zgodziła się.

– Przepraszam, że nie mogę Pani odprowadzić – powiedział jej zawstydzony, gdy razem wyszli ze sklepu – po prostu bardzo się spieszę, już jestem spóźniony!

– Dziękuję, Sławku, torba nie jest ciężka, a pieniądze prześlę ci na telefon, czy masz ten sam numer?

– Tak, tak – krzyknął, uciekając, Sławek.

Dziwne, ale Maria Grzegorzewska wracała do domu w całkiem dobrym nastroju. Cóż, Sławek, niegdyś zakała klasy, okazał się miłą i uprzejmą osobą. Uratował ją a mógł przejść obok i tyle. Więc się myliła?

Tak właśnie szła, zastanawiając się nad tym, że wiele rzeczy, które wydawały jej się niewystarczająco dobre, nagle okazywały się nie takie złe.

Od jakiegoś czasu szedł za nią bezpański pies. Tego jeszcze jej brakowało, bo bała się psów. Może pies wyczuł zapach pysznej kiełbasy znajdującej się w torbie ale Bóg wie, co te psy mają na myśli!

Maria zatrzymywała się kilka razy, by odgonić psa, jednak bezskutecznie. Jak na złość w pobliżu nikt akurat nie przechodził.

Dotarła już do wejścia i zaczęła się zastanawiać, jak wejść na klatkę, żeby pies się za nią nie wśliznął. “Ale mam pecha.” – pomyślała.

Maria Grzegorzewska odwróciła się gwałtownie tuż przed drzwiami wejścia i chciała machnąć torbą z jedzeniem, aby odgonić psa i szybko wejść do środka ale zatrzymała się, ponieważ zobaczyła…

Cud, to zobaczyła.

Pies siedział tuż przed nią a światło latarni ulicznej dobrze go oświetlało. Był mały ale krępy, z dumnie osadzoną głową. Nie brudny, nie żałosny.

Ale najważniejsze były jego oczy. Ciemne, czekoladowe oczy psa patrzyły na nią serdecznie a ona złapała się na całkowicie zwariowanej myśli, że jest podobny……do jej byłego męża.

Co mi przychodzi mi do głowy! Ale najważniejsze co nagle zobaczyła, to to, co psiak trzymał w pysku…… jej portfel. Boże, skąd pies go wziął i dlaczego szedł za nią. Czy on jest tak inteligentny, że po zapachu zrozumiał, że jest właścicielką jego znaleziska?

Tak, tak, może kiedy potknęła się i pomachała torbą, portfel mógł wylecieć!

Pies w tym czasie, jakby zdając sobie sprawę, że w końcu zobaczyła, że niesie jej zgubę, położył portfel na śniegu i cofnął się, pozwalając jej go zabrać.

Maria była zachwycona galanterią psa i sama nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, otworzyła przed nim drzwi wejściowe.

Wszedł z niesamowitym poczuciem godności, jak gość zaproszony na kolację.

Co uderzyło ją i wzruszyło to to, że pies stanął w korytarzu i czekał na zaproszenia do pokoju.

To był niezwykły wieczór.

Dzieliła jedzenie z bezpańskim psem i była szczęśliwa. Zjedli we dwoje prawie całą kiełbasę, a ona płakała, gdy piła herbatę z cukierkami a pies z głową na łapach patrzył na nią zakochanymi oczami.

Po kilku dniach zadzwoniła córka:

– Mamo, przyjedziemy jutro wieczorem.

Zawahała się, patrząc na psa.

– Mamo, jeśli masz coś do roboty, to przyjedziemy innym razem – powiedziała rozczarowana córka. – A wiesz, tata mnie poprosił, żebyś się ciebie zapytała czy mógłby kiedyś z nami do ciebie przyjechać…kiedyś, gdybyś chciała – córka milczała pytająco.

Maria ponownie spojrzała na psa i wydawało jej się, że podstępnie mrugnął do niej wesołym brązowym okiem.

– Przyjedźcie wszyscy, co tam, i zabierzcie tatę ze sobą – powiedziała nagle, jakby pies ją zahipnotyzował.

Powiedzieć, że córka była zaskoczona, to nic nie powiedzieć.

A Maria Grzegorzewska pomyślała, że jeśli była tak szczęśliwa, kiedy tego wieczoru jadła kiełbasę z psem, może nie wszystko stracone, a w życiu może odczuwać jeszcze radość, czułość i wszystko inne, jasne, dobre, wszystko, na co w końcu może sobie pozwolić!

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Czasami człowiek ma wrażenie, że na stare lata życie musi być nudne, człowiek przeżył wszystko, co miał przeżyć i nic go już nie czeka. I nic nie zmieni jego poglądów. Ale okazuje się, że przyziemna historia pewnego wieczoru może nieoczekiwanie wiele zmienić.