W odwiedziny do nas przyjechał kolega z pracy mojego męża z żoną i córką. Taka koleżeńska wizyta trochę mnie zaskoczyła tym bardziej, że Sławek wraz z mężem nie pracują długo. Mimo tego zdążyłam od męża usłyszeć kilka historii, w których mężczyzna był głównym bohaterem. Sławek jest dobrym pracownikiem i – jeśli to jest konieczne – zawsze pozostaje w biurze dłużej. Być może kiedy wie, że w domu czeka na niego mama, żona i nawet trójka dzieci to konieczność spędzenia kilku dodatkowych godzin w biurze nie wydaje się mu wcale taka straszna.
Sławek i jego żona przybyli do naszego domu ze swoją “środkową” córką, która jest praktycznie w tym samym wieku co nasza. Oznaczało to, że zapewne będą miały o czym ze sobą rozmawiać.
Daria, żona Sławka, wydawała mi się bardzo szczera i życzliwa. Miała tylko jedną wadę, która natychmiast rzuciła mi się w oczy – jako matka trójki dzieci natychmiast całą rozmowę oparła właśnie na nich. Jej dzieci były dla niej powodem do dumy, więc chętnie tylko o nich by mówiła. Jeśli już zmieniała temat to tylko po to, aby ponarzekać na wysokość świadczeń i dodatków na dzieci, jakie wypłaca państwo.
Podczas rozmowy bardzo chciałam zapytać, czy warto było mieć tyle dzieci, jeśli tak trudno je utrzymać, bo sama widzę, ile środków potrzeba już na jedno dziecko.
Daria z mężem obwiniali państwo, pracodawców i swoich rodziców za wszystkie swoje problemy. Przełożeni według nich mało płacą, państwo daje za mało zasiłków, a dziadkowie opiekują się dziećmi znacznie mniej, niż oni by tego chcieli. Szczerze przyznam, że nie lubię takich rozmów bo nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby zajmować się nie swoimi dziećmi. O tym, że dzieci powinny być nakarmione, ubrane i zaopiekowane trzeba było pomyśleć przed zdecydowaniem się na taką ilość pociech. Ponieważ było to jednak nasze pierwsze spotkanie to postanowiłam swoje zdanie zachować dla siebie.
Nasze córki z kolei bardzo szybko znalazły wspólny język, więc z mężem postanowiliśmy po prostu posłuchać monologu naszych gości potakując głową i uśmiechając się, aby uniknąć kłótni.
Argumenty Sławka i jego żony nie były dla nas jasne. Z mężem od razu wiedzieliśmy, że nasze dziecko jest tylko naszą odpowiedzialnością, dlatego też zresztą mamy tylko jedno dziecko.
To co najbardziej zaskakujące wydarzyło się w momencie, gdy wieczór dobiegał końca. Wiedząc o przybyciu gości, upiekłam kurczaka z ziemniakami i zrobiłam sałatkę, położyłam na stole dwa rodzaje sera i ogórki konserwowe. Wieczór minął w głównej mierze na rozmowach, przez co nie zjedli za dużo, a ja cieszyłam się, że tyle zostało i że nie będę musiała gotować na następnym dzień.
Gdy zbierali się nagle do domu, to Daria zapytała:
– Spakujesz nam ziemniaki i kurczaka do domu?
Byłam bardzo zaskoczona tym pytaniem. Zwykle nie zbieramy resztek jedzenia ze stołu i nie pakujemy gościom do pojemników tym bardziej, że podarowałam słodycze dla ich dzieci i myślałam, że to wytarczy.
Kobieta wyjaśniła swoją prośbę: ponieważ nie chce spędzać weekendu na gotowaniu, a ja ugotowałam dokładnie to, co uwielbiają członkowie jej rodziny, to byłoby to dla niej najwygodniejsze rozwiązanie. Przy stole prawie nie jedli właśnie dlatego bo mieli nadzieję, że wszystko co pozostanie spakujemy im do domu.