Mam już dwójkę dzieci, czyli tyle, ile chcieliśmy mieć z mężem, dlatego uznałam, że wózek spacerowy nie będzie nam już potrzebny. Był w idealnym stanie, więc postanowiłam sprzedać go przez Internet. To było moje pierwsze doświadczenie, jeśli chodzi o sprzedaż Internetową i niestety, póki co nie uważam tego za zbyt dobry sposób. Klientka, która do mnie zadzwoniła zabrała mi mnóstwo czasu i ostatecznie nie kupiła ode mnie wózka. Nasza rozmowa wyglądała tak.
– To Pani sprzedaje ten wózek?
– Tak, jeśli Pani pasuje, to sprzedam go najchętniej od razu.
– Gdzie trzeba podjechać?
– Na Mokotowską, to przy wydziale Uniwersytetu Warszawskiego.
– Jaka to stacja metra?
– Metro Politechnika, ale potem musi Pani jeszcze przejść jakieś sześćset metrów.
– Och, moje dziecko tak bardzo nie lubi chodzić, a bez niego nie mogę się ruszyć z domu… Poza tym muszę sprawdzić, czy mu się spodoba i będzie dla niego wygodny.
– Można podjechać też tramwajem, będzie bliżej.
– Nie, to dla mnie niewygodne… Tramwajami to głównie starsi ludzie jeżdżą, nie lubię ich…
– To może taksówka?
– No co Pani! To kosztuje!
– Więc co Pani proponuje?
– Może Pani podrzuci pod stację metra?
– Ale jest Pani pewna, że Pani go weźmie?
– No, jak dziecku się spodoba, to wezmę!
– A jeśli nie?
– No to nie wezmę!
– Czy mam zatem chodzić tam i z powrotem z tym wózkiem? A Pani w ogóle potrzebuje tego wózka?
– Potrzebuję, potrzebuję, proszę się nie denerwować. Mam jeszcze jedną propozycję – może zamiast pieniędzy zrobimy barter?
– Jaki barter?
– Pracuję w sklepie ogrodniczym, w zamian za wózek mogę Pani coś zaoferować, jakieś donice może?
– Nie potrzebuję donic.
– A ziemię do kwiatów?
– Ziemi też nie.
– A czego Pani chce za ten wózek?
– Pieniądzy, widziała Pani cenę w Internecie.
– Dobrze, przyjedziemy, tylko ja mogę w środku dnia.
– Pracuję, to może w sobotę?
– Nie, nie, sobotę mam już zajętą.
– A w niedzielę?
– Wie Pani co, ale przecież Pani sprzedaje używany wózek? To może Pani teraz nam go da, a my potem przekażemy go komuś innemu i tak dalej…
– To znaczy?
– No, może Pani dać nam go za darmo, skoro i tak zmarnuję czas na dojazd i pieniądze na transport…
– Ja też mam pomysł – to niech może Pani zaoszczędzi pieniądze na nowy i znajdzie jakiś sklep w pobliżu, w którym będzie mogła go Pani kupić.
Po tym zakończyłam rozmowę i zablokowałam tę natrętną “klientkę”. Rozumiem, że pracuje jako sprzedawczyni w sklepie,, ale jej nawyki zawodowe są już tak głęboko zakorzenione, że przenosi je również do swojego codziennego życia.