Jak mogłaś. Skąd ja taką sumę wezmę – krzyczał mężczyzna. Powinnaś wcześniej zauważyć, że coś jest z tobą nie tak. Pożyczymy takie pieniądze a co, jeśli to ci nie pomoże? Ty i tak umrzesz a ja będę musiał spłacać długi.
Kiedy Teresa była w ósmej klasie w jej rodzinie pojawił się młodszy brat. Różnica między dziećmi wynosiła piętnaście lat. Teresa była daleka od dziecięcej zazdrości, nawet jej to pasowało, że nikt w rodzinie nie zwraca już tak na nią uwagi. – Dostałaś piątkę? – słuchała obojętnie mama – no, a co miałaś dostać? Nauka jest główną pracą ucznia. I tyle. Bez pochwały, bez dumy z córki, oczywiście zrozumiały fakt. Teresa z entuzjazmem zaczęła pomagać swojej matce w opiece nad małym Olkiem. Kąpała go, chodziła z nim na spacery, zmieniała mu pieluchy. I nadal otrzymywała w szkole oczekiwane piątki, których nikt nie zauważał, tak jak nie zauważał stosu wyprasowanych pieluszek, umytych naczyń, przebranego dziecka.— Tak powinno być – powiedział ojciec, córka-pierwsza pomoc domowa, od czasów starożytnych tak jest. Ty jesteś zobowiązana do opieki nad nami na starość, a Olek to coś innego. Syn jest kontynuacją rodu, ma się zająć karierą, osiągnięciami i nadziejami. A Ty, jako starsza siostra, zawsze musisz mu pomóc. To twój obowiązek siostrzany.
W ten sposób Teresa ukończyła studia, dostała pracę, wyszła za mąż, urodziła syna. A mąż również nie zauważał ani posprzątanego mieszkania, ani pysznego jedzenia, ani nawet faktu, że Teresa dorastała awans w pracy i zaczęła otrzymywać pensję wyższą niż jego.- Cóż, wszystkie kobiety poświęcają się dla rodziny – powiedział mąż. – nie zamieszkałbym z tobą, gdybyś była inna. Pewnego dnia tata zniknął, brat dorastał, zaczął studiować a matka zachorowała. – Jesteś winna bratu pomoc – zadzwoniła mama – nie dostał stypendium, trzeba zapłacić. Nie mam gdzie pożyczyć pieniędzy, a ty jesteś starszą siostrą. Twoim obowiązkiem jest pomóc w wychowaniu i wyedukowaniu młodszego brata. I Teresa pomagała, płaciła, organizowała. Nie myśląc o tym, że nie prosiła rodziców, aby urodzili jej brata, żeby musiała mu pomóc, uczyć go i wszystko organizować. A w weekend, zamiast odpocząć, Teresa biegła do mieszkania, w którym kiedyś mieszkała, aby przygotować tygodniowy posiłek, posprzątać pokój brata studenta i zapełnić lodówkę matki.
– A kto niby powinien to robić? Uważaliśmy, że córka powinna pomagać rodzicom. A ja mam małą emeryturę – grosze, a potrzeby duże. Później Teresa wracała do domu i powtórnie robiła wszystko, co właśnie zrobiła u matki, ponieważ jest żoną i powinna dbać o dom. Po kilku latach Teresa zatrudniła swojego brata Olka, który przez dwa lata po ukończeniu studiów nigdzie nie znalazł nic odpowiedniego dla siebie. I już zaciągnęła kredyt na studia swojego syna, który również żył nadzieją na osiągnięcie sukcesu, ale nie zdał na tyle dobrze, żeby dostać stypendium. Aż po pewnym czasie Teresa poczuła się wyczerpana. Zaczęła się szybko męczyć, jej skóra stała się szara i szybko zaczęła chudnąć. Nie potrafiła się jednak zatrzymać w swoim ciągłym biegu. Ona jest im wszystkim coś winna. A kiedy została poinformowana o diagnozie i etapie, na którym jest już choroba, okazało się, że jest już za późno, ale może spróbować, chociaż leczenie jest bardzo drogie. – Skąd ja takie pieniądze wezmę? – powiedział mąż. – powinnaś wcześniej zauważyć, że coś jest z tobą nie tak. Zaciągnąć taką pożyczkę i co? A jeśli to nie pomoże? I tak umrzesz, a ja zostanę z długami?
– Ja się ożeniłem — odparł brat. – Pieniądze poszły na wesele.
– Jak mam żyć? – mamusia wpadła w złość. – nie wiem czy synowa się mną zaopiekuje? To twoja wina. Nie sądziłam, że wprowadzisz krewnych w takie wydatki. Egoistka. Powinnaś wcześniej zwrócić uwagę na to, że nie wszystko jest z tobą w porządku.
„Musisz, jesteś winna, winna”, Teresie dzwoniło w uszach. I tylko syn, który dowiedział się, co jest z matką i ile pieniędzy jest potrzebne, po cichu poszedł i napisał podanie na uczelni, czesne zapłacone za rok z góry a sprawa wynikła we wrześniu. Zrezygnował, dostał zwrot czesnego. A potem dostał pracę. Teresa poszła się leczyć. I pomogło. I jakby wraz z chorobą, Teresa wyprostowała plecy i zrzuciła cały swój ogromny dług wobec wszystkich. Wynajęła sobie mieszkanie, odeszła od męża, rozwiodła się i podzieliła na trzy części pieniądze ze sprzedaży mieszkania. Wraz z synem wzięli mieszkanie pod hipotekę, mąż natomiast wrócił na przedmieścia, do starych rodziców. Matka mieszka z bratem i jego rodziną, próbuje Teresie przypomnieć o długu, dzwoni, złorzeczy. Teresa przestała też kryć w pracy błędy brata, przez co został wyrzucony. I teraz jest niewdzięczną córką, która nie spełniła nadziei, zdradziecką żoną, która pozbawiła męża mieszkania, siostrą, która nic nie pomogła rodzeństwu,a także starą matką uwieszoną syna. Ale Teresa po raz pierwszy w życiu w wieku sześćdziesięciu lat nie jest nikomu nic winna. Jest w sile wieku, w miarę zdrowa i ma syna, który okazał się zaskakująco przyzwoity. Wreszcie zrzuciła ciężar ze swoich barków i zapomniała o wiecznym długu. Lepiej późno niż wcale.