Mówi się, że dziecko to zawsze szczęście, radość, dar od losu. Bardzo w to wątpię i powiem wam dlaczego.
Mam czterdzieści pięć lat, a moja żona ma czterdzieści dwa. Jesteśmy razem od ośmiu lat i w tym czasie zdążyliśmy zjeść beczkę soli. Były szczęśliwe chwile, ale to było tak dawno temu, że nie pamiętam ich zbyt dobrze.
Chcieliśmy się pobrać i mieć trójkę dzieci, ale życie miało inne plany. Nigdy nie mieliśmy dzieci, choć długo się staraliśmy. Byliśmy u tak wielu specjalistów, wykonaliśmy mnóstwo badań, nawet nie liczę ile na to poszło pieniędzy. Całą tę fortunę mogliśmy zainwestować we własny biznes, ale przez Monikę wyrzuciliśmy bajeczne sumy w błoto.
W tym roku jesteśmy na skraju rozstania. Całkowicie pogrążyłem się w swojej pracy, a moja żona zaczęła się samookaleczać. Monika przytyła, przestała o siebie dbać, rzuciła pracę. Patrzę na nią i serce mnie boli – chciałbym, żeby to się jak najszybciej skończyło.
Nic nas już nie łączy, poza tym, że czasem spotykamy się w kuchni. Nie podzielam jej zdania: nie udało nam się zostać rodzicami, więc trudno! W tym wieku nie ma takiej potrzeby. Osobiście jestem wdzięczny, że los nie spełnił moich dziwnych pragnień. Lubię żyć tak, jak żyję teraz.
Ostatnio Monika bardzo zachorowała i szybko zabrałem ją na badania. Sam wziąłem się do pracy i nagle zadzwonił telefon:
– Paweł, nie uwierzysz, jestem w ciąży!
Zmroziło mnie. Dlaczego chciałem mieć dziecko z kobietą, z którą nic mnie nie łączy? Ta wiadomość nie sprawiła mi radości i milczałem odrętwiały. Monika zapytała:
– Nie cieszysz się?
Co miałem jej powiedzieć? Czy powinienem skłamać, aby nie zdradzić jej swoich planów? Nie, to nie jest właściwe postępowanie. Powiedziałam wtedy:
– Musimy poważnie porozmawiać.
W wieku czterdziestu pięciu lat nie jest to konieczne. Przyzwyczaiłem się do pewnego rytmu życia, wydarzeń, znajomości. Nie chcę rzucać się w otchłań pieluch, kupy i krzyku. Ostatnio cieszę się ciszą, a od hałasu boli mnie głowa. A ryzyko urodzenia chorego dziecka wzrasta dziesięciokrotnie.
Nie odmawiam pomocy własnemu dziecku, ale nie chcę już dłużej mieszkać z Moniką. Jeśli jest szczęśliwa, że może zmarnować trzy lata swojego życia na nic, to tylko się z tego cieszę. Dostałem propozycję awansu, a latem chciałem wylecieć na Karaiby. Dzieci są dla młodych i naiwnych, a ja już cieszę się życiem bez zobowiązań i niepotrzebnego stresu.