Jak nauczyłem mojego syna, jak się bronić w przedszkolu.

Mój syn Kuba ma teraz pięć lat. Od początku chodził do tego samego przedszkola, ale ostatnio kupiliśmy nowe mieszkanie i przeprowadziliśmy się do innej okolicy i Kubuś oczywiście musiał zacząć chodzić do innego przedszkola. W starym przedszkolu nie miał żadnych konfliktów z dziećmi. Myśleliśmy, że tu będzie podobnie, ale myliliśmy się.

Nowe przedszkole jest uważane za dobre, wychowawczynie sprawiły na nas wrażenie naprawdę miłych, a dzieci też wydały nam się grzeczne i sympatyczne. Niestety okazało się, że nie wszystko jest takie fajne, na jakie wygląda.

Dwa tygodnie temu przyszedłem do przedszkola po syna. Wracaliśmy już do domu, kiedy zauważyłem, że Kuba jest bardzo smutny. Zapytałem: „Co się stało?”.

Wyznał mi, że uderzył go dzisiaj chłopiec o imieniu Artur, samochodzikiem w głowę.

Oddałeś mu?„, zapytałem.

„Nie, nie lubię się bić”, odpowiedział.

„Synu, nie mówię ci, żebyś się bił, ale trzeba się umieć bronić”.

Kiedy usiedliśmy do kolacji, opowiedziałem wszystko mojej żonie. Jej punkt widzenia mnie zaskoczył. Twierdziła, że skoro Kuba nie chce się bronić, nie powinien i nie musi tego robić.

Zdecydowanie nie zgadzałem się z punktem widzenia mojej żony. Jak to? Każdy, kto chce, może obrażać czy bić mojego syna? Co to za logika? Moja żona i ja nawet trochę się o to pokłóciliśmy.

Następnego dnia ten sam chłopiec ponownie uderzył Kubę, gdy chłopcy ubierali się na spacer. Syn znowu przyjął uderzenie i nie oddał. Wkurzyłem się.

Kiedy rano zabrałem syna do przedszkola, zacząłem mu jeszcze raz tłumaczyć, że jak go będzie ten chłopak zaczepił i go uderzy, to powinien oddać. Kuba obiecał, że tak zrobi, jeśli Artur znowu go obrazi. Byłem bardzo dumny.

Ale na próżno! Wieczorem mój syn miał guza na czole. Ten Artur uderzył go w czoło kostką Rubika. Uderzenie było dość silne. Kuba  znowu mu nie oddał.

Nie spałem całą noc. Tak nie może być, to się nie może więcej powtórzyć. Co wymyśli jeszcze ten Artur? Nikt go pewnie nigdy nie ukarał, więc dlatego tak się zachowuje.

Porozmawiałem poważnie z wychowawczynią. Okazało się, że ten chłopiec obraża wszystkie dzieci w grupie i jest za to karany, ale panie choć się starają nad nim zapanować, to nie zawsze da się wszystkich upilnować. Wszystkie dzieci i ich rodzice narzekają na niego, ale nikt nie potrafi czegoś z tym nic zrobić. Nie mogłem tego tak zostawić.

Postanowiłem podjąć jakieś działania. Nie rozmawiałem o tym z żoną. Znałem jej stanowisko w tej sprawie, ale zdecydowanie się z nią nie zgadzałem. Mój syn powinien być w stanie się bronić. Było to dla mnie jasne i nie widziałem innego wyjścia z tej sytuacji. Musiałem nauczyć mojego syna, jak się bronić.

Kiedy moja żona była w pracy, a Kuba i ja razem w domu, graliśmy z moim synem w „Artura”.

Udawałem, że jestem chłopcem i biję Kubę, a on musi mi oddać. To było dla mnie trudne, ale nie poddałem się. W sobotni wieczór poczyniliśmy niewielkie postępy.

W niedzielę trzeba było powtórzyć wszystko i podsumować.

Wysłałem żonę na zakupy. Wybrała się po jakąś piękną sukienkę na wesele, na które niedługo się wybieraliśmy. W dobrym nastroju wybrała się na zakupy, a ja znów zacząłem trenować z synem.

A potem przyszedł poniedziałek. Żona zabrała Kubę do przedszkola. Wszystko było w porządku, ale zadzwoniła do mnie podczas lunchu. Była roztrzęsiona, ponieważ Kuba mocno uderzył jednego chłopca w przedszkolu. Natychmiast zadzwoniłem do wychowawczyni, żeby dowiedzieć się wszystkiego od niej. Artur wziął ciężką zabawkę i uderzył nią Kubę. Kuba oddał. Artur rozpłakał się i pobiegł naskarżyć wychowawczyni. Był strasznie zły i głośno płakał, krzyczał. Wychowawczyni była zmuszona, żeby zadzwonić do matki Artura i o wszystkim ją powiadomić. Matka Artura przyjechała do przedszkola, zrobiła awanturę i zabrała swojego niegrzecznego synka.

To bezczelne! Więc jej syn może krzywdzić inne dzieci, i wszyscy mają to tolerować, wtedy jest wszystko w porządku! Dlaczego?

Wieczorem moja żona i ja odbyliśmy poważną rozmowę. Skarciła mnie bardzo za nauczanie Kuby, jak się bić. Bardzo się bała, że teraz Kuba zacznie bić też inne dzieci. Uspokoiłem ją i powiedziałem, że tak się na pewno nie stanie. Kuba jest normalnym dzieckiem, co najwyżej komuś odda. I bić dzieci bez powodu, nie będzie. Moja żona mi nie ufała.

Minął tydzień. Kuba nie obraża i nie bije nikogo w przedszkolu. Artur w ogóle do niego nie podchodzi. Boi się, że Kuba znowu mógłby mu oddać.

Myślę, że zrobiłem to, co trzeba. Agresja musi być karana. Nie da się czasami inaczej.

Czy uważasz, że zrobiłem to, co trzeba?

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Jak nauczyłem mojego syna, jak się bronić w przedszkolu.