W naszym biurze jest kolega, którego wszyscy nazywamy pantoflem. Jeszcze niedawno myślałem, że to żart, ale potem zdałem sobie sprawę, że ten człowiek żyje w sposób, który sprawia, że jest mi go żal. Za każdym razem, gdy spotykamy się z kolegami, aby odpocząć, napić się po piwie lub pojechać na wycieczkę na wieś, on pod różnymi pretekstami odmawia pójścia z nami. Raz nawet dał do zrozumienia, że nie chce robić żonie na złość, więc nie uczestniczy w naszych spotkaniach.
Chcę wam powiedzieć, że ten człowiek jest bardzo porywczy, powiedziałbym nawet, że czasami agresywny. To jak udaje mu się podporządkować żonie, jest dla mnie zagadką.
Dopiero po jakimś czasie zrozumiałem, w czym tkwił sekret. Kiedyś nasza kadra kierownicza na noworoczną imprezę firmową, zaprosiła wszystkich pracowników wraz ze współmałżonkami. Miałem „szczęście” siedzieć obok małżonki pantoflarza. Jego żona była prawdziwym pięknem, nawet oczów nie mogłem od niej oderwać.
Odbyłem z nią krótką rozmowę. Mówi bardzo cicho i kiedy się jej słucha, tonie się w potoku jej przemówień. Jest dość intelektualna i jest doskonałą rozmówczynią. Bez trudu namówiła mnie, abym pomógł jej małżonkowi zamontować sufit z płyt gipsowo-kartonowych w korytarzu. Musicie zrozumieć, że to był pierwszy raz, kiedy ją widziałem, a namówiła mnie na pomoc przy remoncie w mniej niż pół godziny. To jest prawdziwy talent!
Po tym zrozumiałem, co czuje mój kolega i jak trudno jest mu przeciwstawić się współmałżonce, kiedy musi bronić swojego punktu widzenia. Powiem szczerze, że gdybym miał taką żonę, to też byłbym pantoflarzem.