Z mężem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat, mieszkamy u mojej mamy, która ma trzypokojowe mieszkanie, z czego jeden pokój wynajmuje nam za 800 złotych. Zarówno ja, jak i mój mąż mamy kilka prac – mamy etaty oraz, dwie prace dorywcze w przypadku męża, a ja jedną. Gdyby nie te wszystkie wydatki, to można by powiedzieć, że zarabiamy dobrze. Kiedy po ślubie wprowadziliśmy się do naszej matki, kobieta powiedziała, że możemy tutaj mieszkać za 800 złotych i w tej cenie będzie dla nas gotowała obiady.
Rodzice męża mieszkają na wsi, nie mają normalnej pracy – żyją z tego, co uda im się sprzedać ze zbiorów. Zwykle jednak wygląda to tak, że co miesiąc trzeba im było wysyłać pieniądze – około tysiąca złotych na życie plus 700 złotych na leki dla jego babci. Rozumiem męża – to w końcu jego rodzina, więc trzeba im pomóc. Na tym jednak się to nie kończyło, ponieważ mąż ma również siostrę, której dziecko jest ciężko chore. Mąż ją porzucił od razu po tym, jak tylko dowiedział się o chorobie dziecka. Nie pracuje, bo dziecko potrzebuje stałej opieki, a pieniądze, które otrzymuje na dziecko od państwa są oczywiście niewystarczające.
Więc co miesiąc z naszego rodzinnego budżetu przeznaczamy na rodzinę męża około 4,5 tysięcy złotych. Myślę, że to niesprawiedliwe, aby żyć za sześć tysięcy, gdy zarabiamy ponad dziesięć miesięcznie. Pewnego dnia powiedziałam mężowi, że nie chcę już tak żyć, a on w odpowiedzi wyznał, że znalazł już czwartą pracę i wkrótce wszystko się ułoży. Pomyślałam wtedy, że nie potrzebujemy jego czwartej pracy dorywczej, a po prostu spokoju. Będzie nam lepiej, jeśli stanie się ciut większym egoistą i skupi na nas.