– Dlaczego zwlekacie z ciążą? Planujecie dziecko? Kiedy w końcu urodzicie mi wnuka? Poza tym musicie zmienić mieszkanie, ta kawalerka jest przecież bardzo mała – teściowa nie dawała za wygraną.
Krystyna Rynkewicz była głęboko przekonana, że nasza rodzina nie jest pełna, bo kiedy jest się już małżeństwem, to natychmiast trzeba postarać się o dziecko. O swoim pragnieniu posiadania wnuków powiedziała mi już podczas pierwszego naszego spotkania. Dodała także, że żałuje, że ma tylko jednego potomka, bo wtedy miałaby zapewne dużo wnuków.
Mój mąż jest jej ukochanym dzieckiem. Teściowa wcześnie owdowiała i poświęciła mu całą swoją miłość. Dorastał więc traktowany jako delikatnie i wrażliwa istota, przez co długo był zupełnie nieprzystosowany do życia.
– Bardzo się od siebie różnicie. On jest intelektualistą i działaczem naukowym, który praktycznie nie wyściubia nosa spoza swoich książek, a Ty jesteś żywa i aktywna – mówili moi przyjaciele.
To prawda. Paweł jest matematykiem i wykłada na uniwersytecie. Jest znany w kręgach naukowych i doceniany, chociaż dochód z jego pracy jest niewielki. Wiedziałam jednak, na co się piszę, więc nie mam względem niego żadnych wymagań, bo przecież sama potrafię zarobić na życie.
Wzięłam ślub kiedy miałam już 27 lat, więc zrobiłam to zupełnie świadomie, a nie jak niektóre nastolatki zamroczone miłością. W tamtym momencie zajmowałam prestiżowe stanowisko w swojej firmie, dzięki czemu mogłam kupić mieszkanie i samochód bez zaciągania kredytów. Paweł mieszkał z do czasu ślubu ze swoją matką, która wciąż starała się chronić go przed wszelkimi problemami.
Po kolejnym przesłuchaniu jakie urządziła mi teściowa dotyczące planowania wnuków odpowiedziałam jej:
– Na pewno będziesz miała wnuki, ale najpierw musimy się czegoś dorobić, kupić nowe, większe mieszkanie i wtedy pomyślimy o powiększeniu rodziny.
Jeśli z mojej pensji dało się coś jeszcze odłożyć, to pensja męża ledwo wystarczyła na pokrycie wszystkich jego niezbędnych wydatków. Jak wszyscy wiemy rutynowa praca bywa wyczerpująca, dlatego wówczas należy się odpoczynek.
– Kochanie, musimy pojechać na wakacje, jestem już wyczerpana – powiedziałam mężowi.
– W takim razie jedź sama, ja niestety nie mogę się z Tobą wybrać, ponieważ mam zaległości w pracy i muszę skończyć pisanie pracy doktorskiej.
Pojechałam, ale wszystkie te myśli mnie nie opuszczały. Jeszcze bardziej przekonałam się do tego, że trzeba coś zmienić w swoim życiu. Postanowiłam więc otworzyć własną firmę i nie pracować już więcej “na kogoś”.
– Czy Ty zwariowałaś? Dlaczego nagle zaczęłaś uważać tę kawalerkę za niewygodną? Poza tym spójrz na siebie – praca powinna przynosić nie tylko dochód, ale także przyjemność – powiedział mąż.
Zrobiłam, tak jak mówiłam. Mój dochód na początku był mniejszy, ale wciąż zarabiałam więcej niż mój mąż. Paweł tego nawet nie zauważył, ponieważ był zajęty tym, by studenci zdali sesję. Postanowiliśmy odłożyć kwestię prokreacji na za kilka lat, ale teściowa nie potrafiła się z tym pogodzić.
– Proszę zrozumieć, że dziecko pojawi się wtedy, kiedy będziemy gotowi. Nie chcę sprzedawać mojego mieszkania, więc musimy zaoszczędzić na wspólne – starałam się ją uspokoić.
Po pierwszej awanturze kobieta zaczęła namawiać nas do zaciągnięcia kredytu hipotecznego. Kto go będzie spłacać, jeśli będę siedziała na urlopie macierzyńskim z dzieckiem? Teściowa? Chcę świadomie do wszystkiego dojść i sama wychowywać moje dziecko.
Co więcej, zaczęła codziennie przychodzić do naszego domu, by maglować temat wnuków. Dostaję wręcz szału, gdy znowu słyszę z jej ust słowo “dziecko”. Nie da się jej ignorować, bo wręcz wchodzi na głowę. Mąż wcale się nie denerwuje całą sytuacją, a ja jestem już na skraju wytrzymałości.
Jak mam rozwiązać ten rodzinny konflikt? Ktoś ma jakiś pomysł?