– Sławku, a pamiętasz, jak niedaleko stąd wynajmowaliśmy razem pokój w jednym mieszkaniu? Ta właścicielka była taka śmieszna – Andrzej w zamyśleniu podsunął spodek z filiżanką do siebie i spojrzał na rozmówcę.
– Pamiętam oczywiście, ta staruszka miała na imię Bożena. Zawsze tak fajnie do nas się zwracała, „synki”. Widziałem ją nawet w sklepie tydzień temu, w sumie niedaleko, o tutaj. Postarzała się – odpowiedział Sławek.
– No w końcu już dwadzieścia lat minęło, więc oczywiście, że się zestarzała. Miała wtedy pięćdziesiąt lat, teraz już jakieś siedemdziesiąt.
Spotkanie z przyjaciółmi z czasów studiów po tylu latach życia było przyjemnością. Rzadko się kontaktowali, w zasadzie dzwonili do siebie tylko po to, żeby złożyć sobie życzenia. Potem Andrzej wrócił do miasta, w którym dorastał, aby rozwiązać kwestie spadkowe – otrzymał kawalerkę na obrzeżach miasta po ciotce.
Wtedy też kontaktował się ze Sławkiem.
– Była miła, karmiła nas.
– Wcale nie karmiła, a wręcz przeciwnie – sięgała po nasze jedzenie do lodówki! – oburzył się Andrzej.
– Sięgała Andrzejku, ale tylko po to, by zobaczyć, ile mamy jedzenia i czy w ogóle je mamy. Zdałem sobie z tego sprawę, kiedy wyjechałeś i musiałem zamieszkać u kogoś innego. Wtedy zrozumiałem, że Pani Bożena była aniołem. A pamiętasz, jak trzymała worek ziemniaków przy drzwiach?
– Oczywiście, to nas kilka razy uratowało! Podebraliśmy parę ziemniaków, a i tak nie było widać, że coś ubyło. jak nam pomógł sto razy, weźmy kilka ziemniaków, w worku i nie widać.
– Tak, nie widać było. Tak naprawdę, to ona dorzucała ciągle ziemniaków do tego worka, dlatego nie było widać. Tak samo, jak podrzucała nam marchewki i cebule – wiedziała, że z tego ugotujemy sobie jakąś zupę. A pamiętasz, jak zaproponowała nam zakup worka mąki w sklepie na spółkę?
– Tak, upiekła nam wtedy chleb.
– Tylko, że wykorzystała wyłącznie na nas całą tę mąkę. Widziałeś kiedy, żeby jadła ten chleb?
– Nie.
– No właśnie – westchnął Sławek – ja też nie, ale mądrość przychodzi z wiekiem. A kiedy zaczynała pranie, zawsze pytała, czy mamy coś do prania, a przecież nie musiała.
– Pamiętam Sławek, wszystko pamiętam, tylko wtedy zupełnie inaczej na to patrzyłem.
– Ja też. Dopiero potem wszystko to zrozumiałem, a dokładniej w momencie gdy w kolejnym mieszkaniu wystawiono mi rachunek za światło i wodę oraz za sprzątanie toalety i łazienki, a pojawiałem się tam tylko po to, żeby spać, bo całymi dniami nie było mnie w domu. No ale dobrze, powiedz mi, jak się masz? Na jak długo zostajesz?
– Przyjechałem w interesach. Słuchaj, Sławek, chodźmy do tej Bożenki, nie wiem… Kupmy ciasto, chciałbym jej jakoś podziękować.
– Dobra, tak zróbmy! – zgodził się Sławek.
Umówili się na sobotę. Spotkali się przy wejściu do bloku, weszli na drugie piętro i stanęli przed drzwiami.
– Jak ona się nazywała? Pamiętasz nazwisko? – zapytał Andrzej ściskając bukiet goździków.
-Uh, wiem, że ma na imię Bożena, a nazwisko… nie pamiętam.
Dzwonek nerwowo zaskoczył, tak jak przed laty. Drzwi, wymienione dziesięć lat temu otworzyły się wkrótce.
– Pani Bożenko, Dzień dobry! – prawie chórem powiedzieli przyjaciele.
Starsza pani zmarszczyła brwi i podniosła rękę do okularów, patrząc na młodych ludzi.
– Sławek? … Andrzej… Synki! – rozpłakała się.
– Pani Bożenko, no co Pani?
– Wchodźcie moi dobrzy, wchodźcie synki!
Przy tym samym starym stole z nową ceratą siedzieli we trójkę, wspominając młodość, żartując, śmiejąc się. Andrzej spojrzał przez okno – ile wieczorów spędzili w tej kuchni. Prawie nic się nie zmieniło: ten sam stary PRL-owski zestaw filiżanek w jasnozielonym kolorze, drewniane stołki pomalowane nową farbą i lodówka z lat 60-tych.
– Wyjdziemy na chwilę na dół – zawołał Sławek do Andrzeja – uciekniemy na chwilę, ale zaraz wrócimy Pani Bożenko.
– Dobrze, to ja potem postawię jeszcze czajnik z wodą na herbatę, synkowie –
Bożena zaczęła wlewać wodę do czajnika.
Andrzej z jakiegoś powodu zamilkł, gdy zeszli na dół i stanął obok wejścia. Zastanawiał się nad czymś bardzo ważnym i wbijał oczy w asfalt. Sławek patrzył na staruszka palącego na ławce przy bloku.
– Słuchaj, czemu ona nas nazywa synkami? Wtedy tak do nas mówiła i teraz też tak mówi – zapytał Sławek.
– Nie wiem – wzruszył ramionami Andrzej.
– Mówicie o Fabiańskiej spod 29-tki? – zapytał starzec, odsłaniając bezzębne usta w uśmiechu.
Andrzej wyjrzał zza pleców Sławka i spojrzał na dziadka.
– Tak.
– Jej synowie zginęli przy tych garaż, już dwadzieścia pięć lat minęło od tej sytuacji.
Wynajmowała pokój tylko chłopakom, żeby nie zwariować.
– Widzieliście to?
– Nie, nie widziałem, ale wszyscy mówili, jak było. Jeden miał 21 lat, drugi ledwo co skończył szkołę, no i wdali się w bójkę przy garażach,. lubili się bić Znaleźli już ich dogorywających, może gdyby ktoś zobaczył ich wcześniej… Potem przez rok chodziła jak mumia, a kiedy zaczęła wynajmować pokój chłopcom nagle ożyła. Okazuje się, że Ci, którzy u niej wynajmowali pokój, przedłużyli jej życie.
– Na to wychodzi – potwierdził Andrzej.
– Słuchaj Sławku, zróbmy dla niej coś dobrego, pomóżmy jej jakoś – zaproponował Andrzej, gdy wchodzili po schodach.
– Co możemy dla niej zrobić albo kupić?
– Od dawna nie miała w mieszkaniu remontu, widziałeś łazienkę, abo toaletę?
– Widziałem. Nawet, jeśli ułoży się tam tylko nowe płytki, to wyjdzie tanio i ładnie.
Konieczna będzie też wymiana toalety i zlewu oraz powłoka wanny, bo ona sama w sobie jest solidna.
– Płytki kupię w sklepie u znajomego, więc całkiem tanio wyjdzie, często ma resztki lub jakieś stare kolekcje – dodał Andrzej.
– No to zgoda i do roboty! – podali sobie ręcę, zanim weszli do mieszkania.
Herbatę wypili szybko, jakby od zaraz chcieli zabrać się do sprawy, którą właśnie omówili.
Długo nie mieli odwagi opowiedzieć staruszce o prezencie – czekali, aż wszystko zostanie kupione i przygotowane do pracy.
Bożena klaskała w ręcę i entuzjastycznie potrząsała głową, bo chociaż sama tyle razy chodziła do łazienki i toalety i wszystko widziała, to nie było jej stać, by coś zmienić. Sławek i Andrzej zrobili wszystko w ciągu miesiąca. Pracowali w weekendy i początkowo myśleli, że wszystko zajmie więcej czasu, ale potem sami się zdziwili i ucieszyli, że udało się szybciej ze wszystkim uporać. Koszty były niewielkie, a efekt robił wrażenie.
Poczucie dumy ich rozpierało. Sławek patrzył w górę przez okna drugiego piętra na klatce schodowej, a Andrzej machał na pożegnanie Bożenie, która obserwowała ich z okna.
– Tak, jest dobrze – powiedział Andrzej.
– Tak – zgodził się Sławek.
Bożena spojrzała w niebo, gdy tylko młodzi ludzie zniknęli za blokiem.
– Dziękuję, za wszystko dziękuję. Synkowie, Boże, chroń Sławusia i Andrzejka, to tacy mili chłopcy, dziękuję im…