Mąż to kopia teścia

Wszyscy znają powiedzenie: „jeśli chcesz wiedzieć, jaka żona będzie wyglądać na starość, to spójrz na teściową”. U Magdaleny to powiedzenie się sprawdziło w przypadku swojego męża. Powoli jej Stanisław zamieniał się w swojego ojca, chociaż wcześniej nic tego nie wróżyło.

Siedziałam z przyjaciółką w kuchni, która wspominała sobie czasy ich młodości:

– Jak cudownie się o mnie troszczył – wracała do minionych chwil rozmarzona Magdalena – Kwiaty dawał mi codziennie, często jeździliśmy do kina i wiedział, że lubię bardzo melodramaty, więc oglądał je razem ze mną. Był taki nieśmiały i skromny, ale przy tym mocno się o mnie starał. Wziął nawet dorywczą pracę, aby sobie dorobić i móc mnie zawsze gdzieś zabrać, czy to do kina, teatru czy restauracji. 

– Najwidoczniej bardzo chciał zdobyć taką piękność – odpowiedziałam

– Teraz też się stara, chce jak najlepiej dla rodziny. Jako gospodarz wszystko musi się kręcić wokół niego, trzeba podporządkowywać się pod niego, bo dla niego niezwykle ważne jest to, aby wszystkim mógł kierować.

– Kiedy z nim brałaś ślub, to właśnie to Ci się w nim podobało, że był niezawodny, pewny siebie i oszczędny.

– Tak, bo wtedy wszystko mi się w Staszku podobało – uśmiechnęła się Magdalena – Nie podobał mi się tylko jego ojciec, bo to chamski tyran, który zastraszał całą rodzinę. Staszek zresztą też nie lubił ojca. Mama mi wtedy powiedziała, że trzeba przyglądać się krewnym naszej drugiej połówki, bo jabłko od jabłoni daleko nie pada i wszystkie wady wyjdą prędzej czy później, ale byłam wtedy do szaleństwa zakochana i uważałam to wszystko za głupie uprzedzenia. Przecież nie wiąże się z jego ojcem, a z nim! Dowodzi swoją żoną, a nie mną, a poza tym genetyka to loteria, więc nigdy nie wiadomo czy te negatywne cechy ujawnią się w synu, a może we wnuku bądź w prawnuku.

Niektórzy ludzie patrzący na ich związek z boku mówili, że Staszek i Magdalena pochodzą z zupełnie różnych środowisk. On jest jednym z trzech synów, pochodzi z rodziny robotniczej, a jej tata jest głównym inżynierem w fabryce, mama natomiastem jest profesorem. Przyjechałam do niej w odwiedziny, bo wiedziałam, że ostatnio ma ciężki czas: jej ojciec zmarł sześć miesięcy temu, a jej matce ciężko było przyzwyczaić się do życia w samotności. Ona – podobnie jak zresztą wiele innych osób – kiedyś sceptycznie patrzyła na związek córki i myślała, że w końcu się rozstaną, bo na dłuższą metę nie będą mieli ze sobą nawet o czym rozmawiać. 

Tymczasem oni już od dwudziestu lat są razem. To prawda, że były momenty, kiedy Magdalena poważnie myślała o rozwodzie, ponieważ Stanisław był niezwykle wymagający. Pamiętam, że kilka lat po ślubie też siedziałyśmy z nią w kuchni i Magdalena wtedy narzekała:

– Słuchaj, gotowanie jest proste. Codziennie podawaj Staszkowi nową zupę, jakieś mięso i jakąś surówkę. Jeśli na kolację może zjeść to co na obiad to rób już nic innego. Dobrze, że dzieci chociaż wszystko jedzą. Mój mąż nie jest taki wybredny, czasami nawet sam coś ugotuje.

– Ugotuje? To nas nie dotyczy – od progu marudzi, że on nie pracuje, a orze jak w polu! Wieczorem warczy: „jestem zmęczony!”. Leży wtedy przed telewizorem i lepiej mu dać spokój. W weekendy spędza głównie czas w garażu ze swoim samochodem, który traktuje jak świętość. Rozumiem, że jego praca jest naprawdę trudna, ale nie zatrudniłam się jako pokojówka. Gdyby nie Damian i Grzesiu, to już dawno bym od niego odeszła, jednak nie chcę, by chłopcy wychowywali się bez ojca.

– Madziu, faktycznie samej z dziećmi byłoby Ci ciężko. Kiedy mnie coś takiego przychodzi do głowy to zaraz potem myślę sobie, że przemówił mój egoizm.

Wiem, wiem, współczesne kobiety tak nie rozumują, ale ta sprawa miała miejsce ponad dekadę temu i każdy wtedy wolał walczyć o związek, niż od razu się poddać i wnieść papiery rozwodowe. 

Kiedy dzieci trochę podrosły, Magdalena wróciła do pracy. W końcu miała więcej przestrzeni dla siebie i oderwała się od codziennej, rodzinnej rutyny. Niestety z biegiem czasu Staszek lat coraz bardziej zaczął przypominać swojego ojca.

W domu zachowywał się jak despota, chociaż nie tylko w domu – przy obcych ludziach potrafił do niej powiedzieć „Milcz, kobieto!”. W grupie naszych znajomych mówiliśmy o nich “Staszek – barbarzyńca i Madzia”. Magda się nie obraziła, a nawet się z tego śmiała. 

Tylko my, jej koleżanki, doskonale znałyśmy jej sytuację:

– A co zrobić, jeśli nie można wygrać z genami? Wszystko, czego potrzebuje Staszek to: aby czuł się ważny, wiedział, że rodzina nie przetrwałaby ani jednego dnia bez niego, a ja, słaba kobieta, w ogóle nie mogę zrobić bez niego ani kroku. Najważniejsze jest to, aby widzieć nadchodzące nieporozumienie na czas i komunikować się z nim używając właściwego tonu głosu. Wtedy wiedzielibyście do czego on jest zdolny, gdy widzi podziw w naszych oczach! 

Całą tę mądrość Magdalena dawno temu wyczytała w magazynie dla kobiet. W jednym z artykułów dawano instrukcję na idealne małżeństwo. Koleżanka z pracy przetestowała przepis na sobie i podobno najważniejsze jest, aby zadać sobie pytanie o to, jaki jest prawdziwy cel mężczyzny i sprawić, aby w jego odczuciu je spełniał.

Skoro musi zapewniać bezpieczeństwo, więc udawaj słabą istotę. Jeśli lubi zarządzać – bądź uległa itd. Nie ma znaczenia, że poradziłabyś sobie ze wszystkim sama i zapewne lepiej niż on, ale dawaj mu takie poczucie.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Mąż to kopia teścia