Nasza babcia przeniosła się na wieś. Już pierwszej zimy okazało się, że się nie nudzi: zgromadziła przy sobie okoliczne bezdomne zwierzęta.

Nasz dom na wsi służył wyłącznie jako domek letniskowy, ale kiedy babcia została sama, wyraziła nagłą chęć przeniesienia się tam. Postanowiła wynająć swoje mieszkanie, aby pomóc nam i sobie w zdobyciu pieniędzy. Nie chciała się wprowadzić do naszego dwupokojowego mieszkania, w którym była mama, tata, ja i moi dwaj młodsi bracia.
Babcia zamieszkała w naszym drewnianym domku, który wcześniej nie był specjalnie przystosowany do mieszkania w nim zimą. Kiedy podrośliśmy, tata wpadł na pomysł, żeby częściej spędzać czas na wsi. W pobliżu była rzeka, więc mogliśmy łowić ryby. Moi rodzice dokonali ulepszeń w domu, ocieplili go, pokryli dach, przebudowali kuchnię, wprowadzili również pewne ulepszenia w zakresie odprowadzania wody. Dzięki temu mogliśmy spędzać tam bardzo miło czas. Ale entuzjazm taty powoli słabł, łowił ryby najwyżej dwa razy w roku, więc zimą nasz domek znów stał pusty.
Więc babcia tam zamieszkała i o ile latem zawsze ktoś z nią mieszkał, to zimą zostawała sama, tylko tata czasem ją odwiedzał, żeby uzupełnić drewno do pieca i odśnieżyć ścieżki.
Kiedy wiosną odwiedziliśmy Babcię, zobaczyliśmy, że ma towarzystwo – jakieś ogoniaste osobniki! Nie, nie szczury, ale koty. Okazało się, że właściciele innych domków letniskowych przywożą ze sobą swoje koty, a te rozmnażają się, ale młodych i ciężarnych kotów nikt nie zamierza zabierać ze sobą. Ci, którzy mają koty rodowodowe i hodują kocięta na sprzedaż, nie przywożą ich na wieś, dbając o czystość rasy.
Po żniwach, kiedy przychodzą pierwsze mrozy, miejsce to pustoszeje i o tym, że zimą toczy się tu życie, można się przekonać tylko po dymie w różnych częściach wioski.
Moja babcia znalazła trzy czarne kocięta przy płocie sąsiada. Piszczały, ale gdy babcia się zbliżała, maluchy chowały się do dziury pod gankiem. Babcia zaczęła przynosić im jedzenie, powoli zaczęła je głaskać i wtedy stały się zupełnie oswojone. Pewnego dnia wybiegły do niej tylko dwa kociaki, jeden zniknął. Być może psy zrobiły swoje. Babcia postanowiła zabrać kocięta na swoje podwórko, aby mieć je pod nadzorem.
Wraz z pierwszym śniegiem pojawili się kolejni goście. Duży szary kot wskoczył na słupek bramy od ulicy, a potem na podwórko. Kilka kociąt próbowało przedrzeć się w śniegu przez szpary w płocie. Kocia mama musiała wyciągać każdego z nich za kark i ciągnęła za sobą aż do stóp babci, która nie wiedziała, jak się w tym przypadku zachować. Po prostu milczała, odkładała jednego kotka i biegła za następnym. Babcia powiedziała nam później, że rozpłakała się wtedy: porzucony kot wyczuł zapach domu i przyprowadził tu swoje dzieci, aby uratować im życie.
Samotna babcia zebrała w swoim domu wszystkie dzieci ulicy, a było ich więcej niż siedem! I wszystkie bardzo ją kochają. Nie wpuszcza ich do domu, chyba że w mroźne noce, ale tylko do ogrzanego przedsionka, gdzie zrobiła coś w rodzaju legowiska ze starego koca na podłodze. Teraz sobie żartuje, że wynajmuje mieszkanie w mieście, żeby dokarmiać tutejsze koty.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Nasza babcia przeniosła się na wieś. Już pierwszej zimy okazało się, że się nie nudzi: zgromadziła przy sobie okoliczne bezdomne zwierzęta.