Niedawno skończyłam 25 lat. Wydawało mi się, że jest idealnie – w końcu mam rodzinę, kochającego męża i zdrowych, troskliwych rodziców. Potem jednak stało się coś, co odmieniło wszystko – mianowicie mój mąż, który był zawsze taki opiekuńczy i spokojny nie był w stanie pokochać naszego dziecka.
Mąż wielokrotnie powtarzał, że nie lubi dzieci. Uważał, że najpierw trzeba zadbać o siebie, zrobić karierę zawodową, kupić mieszkanie i porządny samochód, a dopiero potem myśleć o dziecku. Ja z kolei kocham dzieci. Wychowałam się w dużej rodzinie więc zawsze marzyłam o tym, że będę miała chociaż dwójkę dzieci – syna i córkę.
Dwa lata po naszym ślubie zaszłam w ciążę. Bałam się powiedzieć o tym mężowi, ponieważ miałam w głowie jego słowa o dzieciach. Jego reakcja mnie zszokowała – nie sądziłam, że usłyszę coś takiego.
Zaznaczę na wstępie, że nie zaszłam w ciąże wbrew jego woli – nie przestałam nagle przyjmować tabletek antykoncepcyjnych czy nie przekłuwałam prezerwatyw – po prostu zdarzyła się nam wpadka. Mój mąż niestety od razu oskarżył mnie o podstęp i powiedział, że nie jest gotowy, aby zostać ojcem. Moi rodzice mnie uspokoili i obiecali pomóc zarówno w opiece nad dzieckiem, jak i z finansami. Mąż za to w ogóle nie poczuwał się do odpowiedzialności.
Przez cały okres trwania ciąży ignorował mnie, a jego stosunek do mnie diametralnie się zmienił – był dla mnie chłodny i nie interesował się mną. Traktował mnie tak, jakbym pod sercem nosiła nie jego dziecko, a zupełnie innego mężczyzny. Kiedy dowiedziałam się na pierwszym USG, że mamy synka, miałam nadzieję, że ta wiadomość zmieni jego zachowanie, ale niestety tak się nie stało.
Po porodzie przywiózł mnie ze szpitala do domu, a potem pojechał do przyjaciół. Bardzo płakałam i ciężko było mi się opiekować synem, ale niczego nie powiedziałam mężowi ponieważ wiedziałam, na co się piszę rodząc. Wydawało mi się, że z czasem wszystko się zmieni i przyzwyczai się do dziecka.
Minęło pół roku, a mąż wciąż nie interesuje się synem i nawet się do niego nie zbliża. Chodzi do pracy, buduje swoją karierę i zarabia pieniądze, czasami zdarza się, że pomoże w domu, jednak moje prośby o to, by chociaż raz spędził te kilka minut z synem pozostają bez odzewu.
Przez te wszystkie miesiące wziął syna w ramiona tylko raz, kiedy przyszła teściowa – prawdopodobnie nie chciał robić przy niej scen. To dla mnie bardzo bolesne. Przede wszystkim żal mi syna, który jest pozbawiony ojcowskiej miłości.
Zauważyłam, że z dnia na dzień maż staje się coraz bardziej obcy. Najwyraźniej wszystko to zmierza do rozwodu. Mąż zarzuca mi, że zniszczyłam mu życie i chciał mnie nawet wraz z dzieckiem wyrzucić z domu, ale potem zmienił zdanie i nawet mnie przeprosił. Prawda jest jednak taka, że jego słowa na zawsze pozostaną w moim sercu i będą mnie ranić…