Nie mam ochoty na przyjaźnie z byłymi

Nigdy nie rozumiałem osób, które po rozstaniu nadal przyjaźnią się z byłym partnerem. A totalną abstrakcję stanowią dla mnie ludzie, którzy zaprzyjaźniają się z całymi rodzinami byłych partnerów. Nie mogę pojąć jak można dzielić swoje życie z kimś, kto złamał nam serce albo komu to samo zrobiliśmy my… Przecież rozstajemy się właśnie dlatego, że już nic nas nie łączy albo dlatego, że nie możemy już na tę drugą osobę patrzeć.

Bazują na własnym doświadczeniu, mogę powiedzieć, że każda kobieta, z którą mi nie wyszedł związek, po rozstaniu zabierała jakąś cząstkę mnie. Każde rozstanie zmieniało mnie jako człowieka, więc jak mógłbym nawet pomyśleć o tym, by przyjaźnić się z osobą, która zabrała mi radość, wiarę i nadzieję?

O przyjaźni można mówić w kontekście osób, które wzajemnie się wspierają, zawsze mogą na siebie liczyć i nigdy się nie skrzywdzą. To już z definicji wyklucza przyjaźń z byłym partnerem. Jak ktoś, kto postanowił nas zostawić (albo to my go opuściliśmy) może nas wspierać? To jakiś absurd! Oczywiście nie wszystkie pary rozstają się w nieprzyjemnych stosunkach i nie wszyscy się ranią, ale nie rozumiem po co mieliby ciągnąć za sobą przeszłość… Jakie są plusy takich relacji? Jaki jest tego cel? Miałbym się spotkać ze swoją byłą albo – o zgrozo – z grupką moich byłych i omawiać z nimi mój obecny związek? Nie wiem czy to zwykła hipokryzja czy już masochizm. Czy na prawdę są ludzie, którzy potrafią rozmawiać o swoim szczęściu z kimś, kogo kiedyś szaleńczo kochali, komu obiecywali być aż do śmierci?

Zakończyłem już kilka związków w moim życiu, oczywiście nie wszystkie rozpadły się z mojej winy, zwykle powody były po obu stronach. Pamiętam jednak jak dziewczyna powiedziała mi, że nie chce już ze mną być, bo mnie nie kocha – byłem załamany, czułem jakby ktoś wbił mi nóż w serce. Na siłę próbowałem udowodnić jej, że jestem najlepszym mężczyzną jakiego przewidział dla niej los: przyjeżdżałem pod jej dom z kwiatami, wysyłałem miłosne listy, przyjeżdżałem po nią do pracy i zabierałem na kolacje i do kina. Zmieniłem się nie do poznania. Jednak okazało się, że zależy jej tylko na moim portfelu i na tym, by codziennie mogła wrzucić na media społecznościowe zdjęcie wykwintnego talerza! Tak bardzo nie chciałem być odtrącony, że nie zauważyłem w porę o co tak na prawdę chodzi. Na szczęście oprzytomniałem i zakończyłem tę relację, dostrzegłem, że ona nadal mnie nie kocha. Dlatego zaraz po rozstaniu wymazałem wszystkie wspomnienia dotyczące naszego związku i osoby, która mnie zraniła. I co? Miałbym z nią budować przyjaźń?

Już drugiego dnia wyrzuciłem wszystkie rzeczy, które mi o niej przypominały, spaliłem nasze wspólne zdjęcia, wyrzuciłem nawet ramki, w których te zdjęcia stały u mnie w mieszkaniu i jej ulubiony sweter. Byłem tak wściekły, że dałem się oszukać i wykorzystać, że po tygodniu zapomniałem o jej istnieniu. Powoli przypominałem sobie jak być sobą, moje życie wróciło do normy. Zrozumiałem, że nikt nie zasługuje na to, żeby zmieniać dla niego całe nasze życie i siebie, a tym bardziej na to, by zachować o nim wspomnienia w swojej głowie. Miłość polega na akceptowaniu drugiej osoby i kochaniu jej mimo najdrobniejszych wad. Może to przyziemne i śmieszne, co piszę, ale warto marnować życie na kogoś, kto ciągle chce nas zmieniać? I jak z taką osobą tworzyć przyjaźń?

A wy, jak rozstaliście się ze swoimi partnerami? Czy uważacie, że bylibyście w stanie się z nimi przyjaźnić?

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Nie mam ochoty na przyjaźnie z byłymi