Nie można zmusić kogoś, by był miły

Wyszłam za mąż, gdy miałam 38 lat. Wcześniej nigdy nie byłam w poważnym związku, który mógłby doprowadzić do założenia rodziny. Będąc ambitną młodą kobietą, nie chciałam poświęcać czasu na frywolnych mężczyzn, którzy przeważali w naszym mieście.

Mój przyszły mąż odwiedził kiedyś moją babcię, która mieszkała obok mnie. Nie powiedziałabym, że zakochałam się w nim bez pamięci. Do małżeństwa popchnęła mnie raczej presja innych:
„Będziesz starą panną, a ja umrę, zanim doczekam się wnuków” – narzekała moja matka. Ostatnim gwoździem do trumny mojej wolności było drugie małżeństwo mojego najlepszego przyjaciela. Nagle zapragnęłam wcielić się w rolę żony i poczuć się kochana.

Z Dawidem umawialiśmy się dość krótko i wkrótce się pobraliśmy. Nie był dobrym mężem, a czasem wydawało się, że jestem mu obojętna. Mężczyzna wyznał później, że jego matka również go nagabywała, dlatego postanowił się ożenić.

Nasz związek przypominał raczej mocną przyjaźń niż pełnoprawne małżeństwo. Ostatnio Dawid często zostawał w pracy do późna, a do domu wracał po północy. Widać było, że się od siebie dystansujemy, mimo że nasza „historia małżeńska” była skromna.

Jeśli ciekawość i presja społeczna zmusiły mnie do zawarcia małżeństwa, to z pewnością nie byłam gotowa na urodzenie dziecka. Mój mąż nie mówił o tym, oczywiście unikając tematu. Czasami wydawało mi się, że nasze małżeństwo to związek obcych sobie ludzi, którzy przypadkiem znaleźli się razem.

Ostatnio zapomniał telefonu do pracy, a ja zostałam w domu, bo źle się czułam. Zawsze przed snem wyciszam powiadomienia w telefonie. Nagle cztery razy rozległo się uciążliwe „ding”.

Obudziłam się i zauważyłam smartfon Dawida. Wiedziałam, że to nieładnie tak sprawdzać telefon mężowi, ale nie mogłem się powstrzymać.

Było wiele wiadomości, wszystkie z tego samego numeru, podpisane „Dominika”. Z treści nie trudno było wywnioskować, że są sobie bliżsi niż tylko przyjaciele. Paradoksalnie, być może byli bliżej niż ja z mężem.
Sen gdzieś się ulotnił. Histeria i dramatyzm nie leżały w mojej naturze. Pisząc list pożegnalny, zebrałam swoje rzeczy i złapałam taksówkę. Myślałam o wszystkim w samochodzie, zerkając na mijane domy.

O dziwo, zamiast żalu i pretensji poczułem tylko ulgę. Dawid i ja staliśmy się ofiarami presji i przyjęliśmy czyjeś marzenia za własne. W tym dziwnym małżeństwie nie doznałam poczucia ciepła i chyba nie dałam miłości w pełni. Nie można zmusić kogoś do bycia miłym, więc po co się narzucać?

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Nie można zmusić kogoś, by był miły