Justyna i ja byliśmy małżeństwem od ponad dziesięciu lat. Ogólnie rzecz biorąc między nami układało się bardzo dobrze, z wyjątkiem jednej rzeczy, ja chciałem mieć dzieci, a moja żona nie. Powtarzała mi, że jeśli coś się stanie, nie będzie chciała zatrzymać dziecka. To mnie oczywiście martwiło, ale bardzo ją kochałem, więc nadal żyliśmy jak rodzina.
Pewnego dnia przed pracą Justyna poprosiła, żebyśmy pojechali jednym autem, bo chciała pilnie porozmawiać. Zdziwiłem się, bo zwykle jeździliśmy do pracy osobno. Pracowaliśmy w różnych częściach miasta. Po drodze powiedziała mi, że jest w trzecim miesiącu ciąży.
Moja radość była przeogromna. Z podekscytowaniem zacząłem wypytywać czy zna już płeć dziecka, czy wybrała już imiona dla potencjalnego syna lub córki. Zauważyłem, że Justyna nie podzielała mojego entuzjazmu. Zaczęła narzekać, że ma ważny projekt w pracy i może nie zdążyć go oddać z uwagi na ciążę.
Wpadła w histerię, ze łzami w oczach krzyczała, że nigdy nie pokocha tego dziecka, bo od zawsze wiedziała, że nie chce mieć dzieci, a sensem jej życia jest praca. Jakoś ją uspokoiłem i powiedziałem jej, że wszystko będzie dobrze, bo ma mnie. Nie powinna się teraz denerwować w obecnym stanie.
Justyna nadal chodziła do pracy i starała się utrzymać dawny tryb życia, ale im bardziej zaawansowana była ciąża, tym było trudniej. Im bardziej rósł jej brzuch, tym bardziej była przygnębiona, a fakt, że robiłem pierwsze zakupy i wybierałem łóżeczko dla dziecka, tylko bardziej ją zasmucał.
Szczerze mówiąc, tylko dziecka brakowało, abyśmy byli w pełni szczęśliwi jako rodzina. I miałam wielką nadzieję, że po urodzeniu dziecka Justyna będzie je kochać – często zdarza się, że instynkt macierzyński u kobiet budzi się dopiero wtedy, gdy zobaczą i potrzymają dziecko w ramionach.
Starałem się być cały czas blisko niej i kontrolować jej zachowanie, odwracając jej uwagę prezentami i spełniając każdą jej zachciankę. Bałam się, że w samotności zrobi sobie lub dziecku jakąś krzywdę. Zwłaszcza, że podczas kłótni zapewniała, że odda dziecko do sierocińca.
Im bardziej zbliżał się termin porodu, tym nasze relacje stawały się chłodniejsze. Zrzucałem to na karb zmęczenia i hormonów.
W końcu na świat przyszedł nasz synek! Piękny, zdrowy chłopiec, tak bardzo podobny do niej – było to widać już pierwszego dnia. Wziąłem urlop w pracy, aby bardziej zaangażować się w życie dziecka i pomóc Justynie – lekarze powiedzieli, że przez trzy miesiące nie będzie mogła niczego podnosić, w tym również dziecka. Szybko zdecydowałem się na pacę zdalną.
Wydawało mi się, że wszystko wróciło do normy, ale gdy tylko Justyna doszła do siebie, powiedziała mi, że chce rozwodu.
Ta wiadomość, jak grom z jasnego nieba, naprawdę mnie zszokowała. Ponieważ dziecko jest małe, a sąd nie da nam rozwodu od razu, Justyna postanowiła, że wynajmie sobie pokój. Chciała mieszkać osobno i przyjeżdżać na weekendy. Teraz opieka nad dzieckiem spoczywa na mnie, a Justyna może wrócić do swojego dawnego życia, tak jak sobie wymarzyła.