Wszyscy mówili: “co za nieszczęście: najpierw mąż zginął, a potem wyrzucili ją z mieszkania”. Chociaż zrobili wszystko zgodnie z prawem, to jednak jakoś nie po ludzku. “Biedna, oj biedna” – wszyscy mówili – “gdzie ona teraz się podzieje”? A ona włożyła walizkę do samochodu i wyjechała na wieś. Ma miejsce, do którego zawsze może wrócić – stary domek rodziców.
“Jak tam, córko, jak Ci teraz jest, takiej samotnej?” – rodzice szlochali będać w gorącej Hiszpanii. Po drodze znalazła psa, był niewidomy. Potem okazało się, że to suczka – ktoś zostawił ją na pewną śmierć, a ona wszystko rozumiała i serce bolało ją z żalu. Kobieta również ją rozumiała i gdy wiozła ją do domu przez całą drogę mówiła: “Jak dobrze, że Cię znalazłam, jakie to szczęście” – i ocierała łzy. Pies też.
“Co będzie tam robić, na tej wsi?” – wszyscy niedowierzali – “Teraz tam będzie opłakiwać swoje nieszczęśliwe życie? ” Ona patrzyła na zarośnięte podwórko i zastanawiała się, jak szybko mała, słaba kobieta da radę przekształcić te haszcze w piękny, kwitnący ogród.
Wszyscy uważali, że na pewno wróci do miasta. W tym czasie ona umyła podłogi, rozłożyła dywan i zaparzyła herbaty. W oknach powiesiła haftowane zasłony, dym wydobywał się z komina, zupa gotowała się na kuchence, ciasto rumieniło się w piekarniku, a pies leżał na werandzie i wygrzewał się w słońcu.
Wszyscy byli pewni, że na wsi umrze z tęsknoty do swojego dawnego świata. Kobieta idąc dalej za ciosem porządkowała swoje sprawy – podłączyła do domku Internet, za pośrednictwem którego znalazła pracę, zaczęła zarabiać pieniądze. Powoli zrobiła porządek na podwórku, posadziła jabłoń, róże, marchewki, a pod las biegała po truskawki, które rosły tam na dziko – najwyrażniej ktoś je posadził i dawno o nich zapomniał. Rano kąpała się w jeziorze, a wieczorem z filiżanką herbaty w ręku podziwiała na werandzie zachody słońca.
No cóż, wszyscy się dziwili, że jakoś sobie radzi i odnalazła swoje miejsce na wsi, podczas gdy jej żyło się tam coraz lepiej. Ma przy sobie zresztą niewidomą obrończynię, która jej towarzyszy w codziennym życiu. Kiedy zaoszczędziła w końcu pieniądze, zabrała psa do weterynarza. Weterynarzem okazał się być bardzo przystojny mężczyzna.
Powiedział, że w tym przypadku operacja nic nie pomoże i suczka nie odzyska wzroku, jednak dodał, że nie powinna się tym tak bardzo martwić, ponieważ pies nie cierpi fizycznie z powodu swojej ślepoty. Psychicznie zresztą też – suczka jest już do tego przyzwyczajona i przez to również spokojna, dla niej to nie koniec świata ani katastrofa, a jeśli cierpi, to tylko z powodu zdrady poprzedniego właścicieli.
Powiedział także, że wystarczy, aby ją po prostu kochała, a wtedy poczuje się potrzebna, szczęśliwa i szybciej przystosuje się do nowego życia. Oczywiście przepisał kilka leków, ale wyłącznie w celu utrzymania jej dobrego stanu zdrowia. “Uduchowiony jednak z niego człowiek” – pomyślała w głębi duszy kobieta. Lekarz powiedział, że chętnie je ponownie zobaczy i dał telefon, żeby dzwonić w razie nagłego wypadku…
Zadzwoniła, ale tak po prostu. Opowiedziała o pięknym zachodzie słońca, o jeziorze, o herbacie z liściem z krzewu porzeczki, o tym, że niewidoma suczka nie pozwoliła na to, by wpadła w depresję i że dzięki temu także się nie użała nad sobą, ponieważ przywróciła jej chęć do życia i daje radości każdego dnia. Okazało się, że lekarz również chce cieszyć się życiem, ale już razem z nimi.
Gdzieś w lutym wszyscy mówili już tylko o jej nowym małżeństwie. Para kupiła nową tapetę, jasne zasłony i dokonują remontu w jednego małego pokoju, ponieważ zbliża się potrzeba urządzenia przytulnego pokoju dla dziecka. Wieczorami spokojnie piją herbatę z dżemem truskawkowym, spacerują z psem po pokrytych śniegiem ścieżkach i podziwiają zimowy las.