Nie wiedzieć czemu, Weronika nie chciała mieć dzieci. Można powiedzieć, że miała na nie alergie. Niektórzy mają alergię na psy, inni na koty, a ona miała na dzieci.
Kobieta nie lubiła nawet swoich siostrzeńców. Obie jej starsze siostry miały już dzieci – jedna córkę, a druga syna i córkę. Weronika widziała ich tylko kilka razy. Już od progu, jak mówiła, dopadała ją migrena. Mama dziewczyny rozkładała ręce.
Mimo to Weronika była oczkiem w głowie rodziców. Zawsze dobrze się uczyła, grzeczna, miła. Całe życie dostawała piątki i z łatwością została przyjęta na wymarzone studia, a potem znalazła dobrą prace. W zagranicznej firmie. Dla niektórych praca to tylko ciężka harówka. Ale nie dla Weroniki! Nie było dnia, żeby nie czuła się jak na wakacjach. Wieczorami chadzała na kolacje służbowe, a wyjazdy w delegacje, np. na Sri Lankę były normą.
Tylko, że jej koleżanki przejmowały się jedynie dziecięcy katarem. Nieraz dzwoniła do jednej, czy drugiej, żeby coś omówić, a one opowiadały wkoło o ząbkowaniu i kolkach. Kobieta denerwowała się… „Zmieniły się kompletnie w kury domowe! To właśnie dzieci robią z normalnych ludzi!” – myślała.
Oczywiście matka i siostry martwiły się o Weronikę. Zegar tykał, a ona tylko z koleżankami się spotykała. A tu zaraz trzydziestka. Nawet myślały, że ona woli kobiety. Ale nagle – pojawił się – mężczyzna, po trzydziestce, szarmancki, dobrze wychowany. Przyszedł do matki i poprosił o rękę córki! Wesele trwało 3 dni. Tylko babcie i starsze ciotki były niezadowolone, bo zabrakło tradycji – ani gier, ani „gorzko”, ani oczepin. Mówili, że Weronika taka nowoczesna, to dlatego nie ma dzieci.
Dobrze im się żyło! Piętrowy dom, duży ogród i to prawie w centrum miasta. Mąż Weroniki był bardzo przedsiębiorczy. Nawet kupił na własność kawałek parku miejskiego.
Niedawno Weronika zadzwoniła do matki z prośbą o przybycie. Miała się pospieszyć. Matka po drodze głowiła się, co mogło się stać. Ale tego, co naprawdę się wydarzyło, nawet w snach by się nie spodziewała.
Spotkały się przed wejściem. Weronika zaprowadziła kobietę do jakiegoś domu, weszły do pokoju, w rogu którego stał kojec. W kojcu bawiło się półroczne dziecko. Chłopiec, gdy zobaczył Weronikę, wyciągnął rączki w jej kierunku i zaczął gaworzyć. Więc kobieta podeszła i wzięła go na ręce.
Jak to się wydarzyło? Weronika została oddelegowana za miasto do domu dziecka w ramach jakiejś akcji charytatywnej. Kobieta długo się wykręcała, na samą myśl dostała migreny. Ale szefowa zmusiła ją to odwiedzenia dzieci.
Cóż zrobić, musiała pojechać. Od razu w oczy rzuciło jej się czarnowłose dziecko. Leżało w swoim łóżeczku, cichutko i bez ruchu. Reszta dzieci krzyczała i wierciła się. Ale tamto nie.
Chłopiec spojrzał na Weronikę tak, że aż jej migrena ustąpiła. Kobieta wypytała opiekunki o dziecko. Dowiedziała się, że było sierotą, nie miał nikogo – ojca, matkę, brata i babcię Bóg zabrał do siebie. Chłopiec sam został na świecie.
Weronika zaczęła potajemnie odwiedzać chłopca. Postanowiła go adoptować i z tym właśnie zadzwoniła do matki. Matka nie rozumiała, w czym ma doradzić córce. Nie było dyskusji! Trzeba było zebrać dokumenty i wziąć dziecko do siebie. To wszystko.
Mąż myślał, że Weronika zostaje po godzinach w pracy. Nic nie wiedział o wizytach w domu dziecka. Chciał, żeby trochę odpoczęła, więc zaproponował wyjazd na wakacje. A ona mu wtedy powiedziała o adopcji. Pragnęła nazwać chłopca Daniel. Mąż nie zaakceptował tego i złożył pozew o rozwód. Właśnie za to kochał Weronikę, że tak, jak on, nie znosiła dzieci.
Rozwód nie przebiegł w pokojowej atmosferze. Mężczyzna miał żal do żony – chyba większy, niż jakby go zdradziła. Ale Weroniki to nie obchodziło. Nie dbała o to, czy jeszcze znajdzie kogoś, kto pokocha ją i jej dziecko. Miała Daniela i tylko to było dla niej ważne.