Syn sąsiadki obiecał się nią zająć, jeśli przepisze na niego mieszkanie. Gdy tylko dokumenty znalazły się w jego rękach, to natychmiast uciekł i zapomniał o staruszce. Teraz to ja zaczęłam się nią opiekować, żeby przejąć jej mieszkanie. Czy to w ogóle możliwe?
Znam ją od dwudziestu lat. Zawsze była schorowana, a karetka często do nie przyjeżdżała. Przeszła dwa zawały, udar, a poza tym cierpiała na cukrzycę. Sąsiadka ciągle narzekała na swój los mówiąc, że syn nie chce pomóc. Przyjeżdżał do niej tylko po pieniądze i w ogóle nie był zainteresowany zdrowiem matki. Miała nadzieję, że kiedy przepisze na niego mieszkanie, to ten zmieni do niej swoje nastawienie, ale niestety, nic ty nie wskórała – wciąż nie poczuwał się do opieki nad własną matką. Teraz zaszył się w mieście i życzy matce szybkiej śmierci, aby sprzedać przejętą niedawno nieruchomość.
Żal mi jej, bo bez pomocy nie może się już nawet poruszać. Mam trochę wolnego czasu, więc złożyłam wniosek do organów opieki społecznej, aby stać się jej oficjalnym opiekunem. Odmówiono mi twierdząc, że ma syna, który jest w stanie się nią opiekować, więc nie przydzielą mi takiej funkcji. Nikt jednak nie sprawdził, że rodzony syn porzucił staruszkę i zostawił ją na pastwę losu. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę nikogo nie obchodzi sytuacja, w której znalazła się staruszka, dlatego sama zaczęłam jej pomagać.
Już od jakiś sześciu mięscy odwiedzam ją każdego dnia po pracy. Gotuję, sprzątam, myję, ubieram, czytam książki i oglądam z nią telewizję. Ona nawet nie może dostać się o własnych siłach do toalety po ostatnio przebytym udarze. Ot, taka właśnie jest wdzięczność od syna, którego sama wychowała i włożyła w niego wszystkie swoje pieniądze, wysiłek i czas!
Wielu znajomych otwarcie pyta mnie, dlaczego tak się staram. Nie ukrywam swoich zamiarów, bo nie widzę w tym niczego złego. Wiele osób opiekuje się samotnymi, schorowanymi osobami, a następnie otrzymuje po nich spadek. Postanowiłam więc postarać się o to, aby dostać to mieszkanie, a nie mieszkać przez całe życie w wynajmowanym lokum. Nie wiem tylko, czy mogę ot tak obalić testament. Nie opiekuje się przecież swoją krewną, a to jej syn ma dokumenty poświadczające o tym, że mieszkanie aktualnie należy do niego. Ja z kolei utrzymuję ją za swoje pieniądze i przez to powinnam mieć więcej praw do tej nieruchomości niż „biologiczny” spadkobierca. Czy mieszkanie po śmierci sąsiadki może wejść w moje posiadanie, czy zostanie własnością syna?