Ostatnio mój przyjaciel Stefan opowiedział mi taką historię. „W banku poznałem fajną dziewczynę, zaczęliśmy rozmawiać, a potem nasze spotkania przerodziły się w coś więcej. Przez trzy miesiące niemal codziennie chodziliśmy na spotkania, spacerowaliśmy po parkach, wychodziliśmy do kina i restauracji. Wtedy zdecydowaliśmy, że czas zalegalizować nasz związek. Dziewczyna była rozwiedziona, ja też byłem po nieudanym związku, ale wcześniej nie byłem żonaty. Uznaliśmy, że powinniśmy spróbować założyć rodzinę właśnie teraz, bo oboje jesteśmy wolni i nic nas nie ogranicza. Ponieważ jesteśmy już dojrzałymi ludźmi, postanowiliśmy porozmawiać o wszystkim, co ma związek z przyszłością. Ustaliliśmy, że sprzedamy nasze mieszkania, wyciągniemy oszczędności i za uzyskaną kwotę kupimy wspólne mieszkanie, potem samochód, a pozostałą kwotę zainwestujemy na przyszłość.
Właściwie po omówieniu tych wszystkich spraw postanowiliśmy przejść bezpośrednio do działania. Pośrednicy zajęli się sprzedażą mieszkań, okazało się, że możemy spodziewać się znacznie większej sumy pieniędzy niż zakładaliśmy i mogliśmy na prawdę żyć dostatnio i szczęśliwie, tym bardziej, że oboje mamy pracę. Zaczęliśmy rozglądać się za mieszkaniem i autem. W tym momencie pojawił się problem: zachorowałem i przebywałem w szpitalu przez ponad półtora miesiąca. W tym czasie kilka razy widziałem się z narzeczoną, nawet teściowa mnie odwiedziła. Mieszkała w dwupokojowym mieszkaniu należącym do mojej narzeczonej, w którym jeden pokój zajmował alkoholik. Mężczyzna wynajmował pokój, ale na stałe mieszkał z matką, w bliskim sąsiedztwie. Doradziłem jej, że ma prawo wypowiedzieć mu umowę, ponieważ zgodnie z prawem, w momencie niedotrzymania warunków zawartej umowy, można ją rozwiązać bez konsekwencji. Póki co nasze plany sprzedaży były zawieszone.
Pewnego dnia, gdy temu człowiekowi zabrakło pieniędzy na picie, razem ze swoją matką zaproponował mojej narzeczonej następujące rozwiązanie: za darowanie mu jednego czynszu rozwiążą umowę i on wyniesie się do matki. Oczywiście moja narzeczona nie mogła odmówić takiej okazji, poinformowała mnie, że nie musimy szukać mieszkania, ale możemy zrobić dokładnie to, co do tej pory planowaliśmy – czyli kupić meble, zrobić remont, znaleźć ładny samochód i tak dalej. Tylko muszę sprzedać swoje mieszkanie.
Oczywiście byłem w rozterce, nie wiedziałem czy powinienem się cieszyć, czy nie. Ale byłem jeszcze w szpitalu, więc miałem wystarczająco dużo czasu na przemyślenie sytuacji. Właśnie zaczynałem dochodzić do siebie i lekarze skierowali mnie na badania kontrolne. Wyniki były w porządku i wypuścili mnie do domu. Od razu pojechałem do mieszkania narzeczonej, żeby omówić sprawy. Atmosfera była bardzo niekomfortowa, zastałem już trwający remont, ale pracownicy nie byli opłaceni, narzeczona naciskała, żebym sfinalizował sprzedaż swojego mieszkania, żeby prace związane z remontem mogły się posunąć do przodu. W efekcie się posprzeczaliśmy, bo nie podąłem jeszcze decyzji, a ona próbowała decydować za mnie. Musiałem to przemyśleć w samotności.
Gdy tylko wyszedłem, natychmiast wykonałem telefon od mojej narzeczonej, żeby ją przeprosić. Rozmawialiśmy chwilę, po czym schowałem telefon do torby. Poszedłem na przystanek, wsiadłem do autobusu i wyjąłem telefon. Zorientowałem się, że nie rozłączyłem rozmowy, podniosłem telefon do ucha i usłyszałem znajomy głos.
– „Mówił o tym, że powinniśmy wziąć ślub, bo nie chce na razie sprzedawać mieszkania i boi się zainwestować pieniądze w moje mieszkanie” – usłyszałem w słuchawce. – „Niech rodzice mu dadzą na remont jak nie chce sprzedawać mieszkania. Poza tym co będzie ze mną?” – słychać głos matki. – „Mamo, nie martw się, możesz się do mnie wprowadzić nawet jutro, mieszkanie jest twoje, właścicielem nie jest mój narzeczony, tylko ja i ty”.
Usłyszałem jeszcze wiele słów o sobie, nie były przychylne. Poczułem wtedy, że świat mi się zawalił. One miały plan na wyłudzenie ode mnie pieniędzy, a ja zastanawiałem się czy nie jestem złym człowiekiem, że waham się nad zainwestowaniem w mieszkanie przyszłej żony. Bardzo dziękuję za ten telefon, który otworzył mi oczy na sytuację. Inaczej nie wiem, co by się ze mną stało bez mieszkania i pieniędzy.