Wczoraj upiekłam placki z jagodami i okazały się przepyszne – wręcz rozpływały się w ustach. Poszłam z talerzem tych placuszków do sąsiadki, aby też mogła ich spróbować. Jesteśmy przyjaciółkami i często przynosimy sobie nawzajem jakieś smakołyki, które ugotujemy. Tym razem było tak samo – zeszłam na dół i zadzwoniłam do jej drzwi.
Daria (tak sąsiadka ma na imię) w tamtym momencie stała przy kuchence i zajmowała się smażeniem kotletów. Widziałam, że w misce pozostało jeszcze sporo mięsa, które długo będzie jeszcze trzeba smażyć.
– Kochana, podsmaż za mnie kotlety proszę, bo ja już muszę się zbierać, inaczej się spóźnię…
– Gdzie się tak spieszysz? Dlaczego smażysz tyle kotletów? Przecież tym będzie można pół Warszawy wykarmić.
– To nie dla mnie – dziś idziemy na urodziny do siostry mojego męża i smażę to na jej imprezę, a dokładnie to na urodzinowy obiad.
– Dla szwagierki to robisz? Pomagasz jej przygotować obiad? A może to zamiast prezentu?
– Nie, oczywiście podarujemy jej prezent, a to jako nasz wkład na imprezowy stół.
Daria zobaczyła moje zdziwione spojrzenie i zaczęła mi wszystko wyjaśniać:
Okazuje się, że siostra jej męża co roku dyktuje gościom, co muszą ugotować i przynieść na jej urodziny. Ona sama robi tylko przystawkę, a goście przynoszą całą resztę. To podobno u niej dobrze działa! Dlaczego nikt wcześniej nie zdradził w jaki można wyprawić urodziny tak, aby otrzymać prezenty i nie wydawać pieniędzy na urodzinową ucztę?