Robotnik przez tydzień budował nam stodołę i przez ten czas zabierał sobie jedzenie z lodówki. Kiedy potrąciłam mu za to z wynagrodzenia,to zaczął się oburzyć.
Na działce, na której znajduje się mój domek letniskowy potrzebowałam stodoły, aby mieć gdzie trzymać narzędzia. Postanowiłam, że nie będę wynajmowała nikogo za pośrednictwem firmy budowlanej i pomyślałam, że wystarczy jeden specjalista, który rozumie podstawy konstruowania budynków.
Sąsiad polecił mi znajomego, który wcześniej pracował przy budowie domów, więc ze zwykłą stodołą na pewno świetnie sobie poradzi.
Miałam akurat szczęście, bo okazało się, że aktualnie mężczyzna nie pracuje nad żadnym zleceniem – odpoczywał po zakończeniu budowy dużego projektu. Przedsięwzięcie to trwało pół roku, więc miał po czym odpoczywać. Nie chciał marnować czasu na stodołę, ale udało mi się go jakoś przekonać.
Powiedział, że uwinie się z tym w tydzień, a mnie to odpowiadało. Powiedział, że w sobotę przyjedzie i spisze materiał, a następnego dnia kupi wszystkie niezbędne materiały do budowy stodoły.
Omówiliśmy również wszystko to, co dotyczyło samej pracy. Mężczyzna powiedział, że że będzie potrzebował kilka razy pomocnika i że sam sobie kogoś znajdzie, bo ma dużo znajomych po fachu.
Najważniejsze było to, że cały tydzień będę przebywać w mieście z racji pracy, więc nie będę mogła nadzorować budowy. Dlatego oddałam mu klucze do domku letniskowego i powiedziałam, że przyjadę w następny weekend, kiedy będzie już kończył pracę.
Radek – bo tak miał na imię robotnik – obiecał, że poradzi sobie ze wszystkim bo jest dobrym specjalistą i zna się na swojej robocie. Poprosił też o odpowiednią zapłatę za swoje usługi, która była dość wysoka, ale zgodziłam się.
W sobotni wieczór stodoła była już gotowa. Wszystko było super, stodoła była taka jak chciałam, nie miałam naprawdę nic do zarzucenia. Z Radkiem w czasie pracy też nie było żadnych problemów.
Jedyne, co mi się nie podobało to fakt, że Radek zjadł wszystkie moje zapasy żywności, które były w lodówce. Zjadł np. 2 kilogramy mięsa wieprzowego, z którego zrobił sobie szaszłyki na grilla.
Nie było jeszcze dwóch tuzinów jaj, kilku kartonów mleka, sosu i butelki wina. Uważam takie zachowanie za niedopuszczalne. I tu nie chodzi o to, że mu żałuję jedzenia ale o to, że mnie nie zapytał o zgodę. Po prostu postawiono mnie przed faktem dokonanym i o wszystkim dowiedziałam się już na miejscu.
Policzyłam ile kosztowały wszystkie produkty i odjęłam 180 złotych od kwoty, której zażądał robotnik. Oczywiście to nie taka duża kwota, ale dla mnie liczą się zasady.
Radkowi to się wcale nie spodobało i zaczął się ze mną kłócić. Powiedział, że to chyba normalne, że robotnicy jedzą na koszt zleceniodawcy i że zawsze tak było i będzie. Dodał też, że w trakcie budowy stodoły musiał niekiedy włożyć więcej wysiłku niż robił to normalnie, więc wychodzi sprawiedliwie. Nie zmienił żądanej kwoty.
Z jednej strony chciałam się zgodzić na jego warunek, ale z drugiej strony nadal uważam, że spełniłam wszystkie warunki, które omówiliśmy, a jeśli chciał jeść z lodówki kupione przeze mnie rzeczy, to mógł przecież zapytać.
A Wy co o tym myślicie? Postąpiłam słusznie czy nie?