Mój sąsiad z działki letniskowej ma już 96 lat. Jesienią zawsze można go zobaczyć z taczkami pełnymi obornika, z którymi przejeżdża obok mojej działki. W pobliżu znajduje się zagroda pełna krów, z której te stworzenia są zabierane właśnie jesienią. Wiele działkowiczów z tej zagrody zabiera właśnie obornik, który wykorzystują do swoich ogrodów.
Mój sąsiad także tak robi mimo, że ma już 96 lat. Zapytałam go kiedyś, jak w takim wieku jest w stanie zajmować się ogrodem i wozić jeszcze sporo nawozu taczkami. Pana Piotra – bo tak na imię ma mój sąsiad – rozśmieszyło moje pytanie i odpowiedział: „Wszystkie choroby zapewne pojawiają się od nadmiaru nerwów, dlatego staram żyć zgodnie z prawem Murphy 'ego, dzięki czemu nie choruję” – i poszedł dalej z taczkami.
Natychmiast wróciłam do domku i zaczęłam szukać w Internecie wyjaśnienia, czym jest prawo Murphy’ego, ponieważ niewiele o nim wiedziałam.
Okazało się, że prawo Murphy’ego jest żartobliwą filozofią życiową, która brzmi: „Jeśli coś może pójść nie tak, to tak będzie”. Ja znam to pod nazwą “prawo podłości” i dotyczy osób, które są niepewne siebie oraz swoich działań, przez co zawsze przydarza im się coś złego.
Wynika z tego zatem, że mój sąsiad żyje tak długo tylko dzięki temu, że się nie denerwuje. Nie widzi sensu w złoszczeniu się, bo jeśli – zgodnie z Prawem Murphy’ego ma się coś złego zdarzyć, to i tak się zdarzy. To wszystko i tak nie zależy od nas, nic nie możemy zrobić, więc wystarczy się zrelaksować i cieszyć życiem.
Tak powinno być, nie warto szarpać sobie nerwów. Można też sobie powiedzieć, że wszystko zależy od „bożej woli” i być spokojnym.
Myślę, że pan Piotr ma rację i prawie wszystkie choroby są konsekwencją nerów i nadmiernego stresu.
Czasami przypominamy sobie urazy z przeszłości albo denerwujemy się jakimiś drobiazgami, bywa też, że zaczynamy obwiniać siebie i innych o swoje problemy, a nie ma w tym nic skomplikowanego – to po prostu wina prawa Murphy’ego.