Mam na imię Paulina i dzisiaj opowiem Wam, dlaczego zanim zacznę jeść śniadanie, to opuszczam rolety na oknach.
Moja sąsiadka jest kobietą w podeszłym wieku. Nazywa się Stefania Markowska. Różnica wieku między mną a nią to conajmniej 20 lat, na pewno nie mniej. Pomimo zaawansowanego wieku staruszka jest bardzo aktywna i energiczna. Pieczołowicie dba o swój ogródek i każdą grządkę tak, że nie widać ani jednego chwasta. Poza tym jest naprawdę miła, ponieważ zawszę się z nami wita i pyta, co u nas słychać. Niestety, ma jedną wadę, o której zaraz powiem.
Okna mojej kuchni wychodzą na ogród Stefanii. Kobieta samodzielnie nawozi grządki, jeśli w ogóle można to tak nazwać. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam jej sposób działania, to na początku niczego nie rozumiałam, byłam zaskoczona i lekko zniesmaczona. Pierwsze co pomyślałam, to że może ma problem z łazienką, może coś nie działa jak trzeba i musiała posunąć się do czegoś takiego. Nasze ogrody dzieli tylko siatka, więc wszystko niestety można wyraźnie zobaczyć.
Kiedy następnym razem ją spotkałam to taktownie zapytałam, czy wszystko u niej w porządku. Zapytałam też, czy może nie potrzebuje pomocy w czyszczeniu toalety – razem sobie ze wszystkim poradzimy, może samej jest jej ciężko. W końcu jesteśmy sąsiadkami, więc powinnyśmy sobie pomagać.
– Nie, z toaletą wszystko w porządku, ja po prostu tak nawożę swój ogród. Nie używam obornika, przynoszę swój własny “nawóz”. Przecież to naturalna sprawa, dzięki której ziemia jest odżywiona i odwdzięczy się dobrymi zbiorami.
Skinęłam głową z zakłopotaniem. Każdy ma swoje dziwactwa, a tym bardziej osoby starsze. Stwierdziłam, że ktoś taki jak ona ma już swoje racje, które ciężko zmienić, dlatego nie zamierzałam jej niczego tłumaczyć i przekonywać ją do zmiany zdania.
Postanowiłam zatem po prostu nie zwracać uwagi na tę metodę nawożenia grządek. Jednak miesiąc później zdałam sobie sprawę, że wiem dokładnie, jak funkcjonuje ciało Stefanii i o której dochodzi do przyniesienia “nawozu”.
Pewnego razu, kiedy w odwiedziny przyjechał do mnie syn i zbieraliśmy się na śniadanie, sąsiadka akurat zajmowała się w ten sposób swoimi grządkami:
– Mamo, co ona robi?
Oczy syna były okrągłe ze zdziwienia. Całe śniadanie towarzyszyło nam już uczucie mdłości.
Niestety, szczerze mówiąc to nie wiem co z tym zrobić. Wcześniej mieliśmy drewniane ogrodzenie, a teraz tylko siatkę, przez którą wszystko jest dobrze widoczne.
Krewny poradził mi, żebym posadził winogrona, które będą wiły się po siatce – rosnąc pokryją powierzchnię grubymi liśćmi zakrywając widok na działkę pani Stefanii. Zanim jednak urosną to w momencie, gdy będą przyjeżdżać do nas goście będę musiała zasuwać rolety w oknach, ale co z tego, skoro kiedy wyjdą przed dom czy na ulicę, to mogą zobaczyć to “ciekawe zjawisko”.
Zeszłej jesieni staruszka zaoferowała mi ziemniaki ze swojego ogrodu. Dobrze, że odmówiłam.