Gabrysia od drugiego roku życia miała buldoga – był już stary i wiecznie się ślinił. Nocami spał tuż obok jej stóp na niebieskiej macie położonej obok łóżka. W dodatku we śnie chrapał bardzo głośno – wydawało się, że pracuje jakiś głośny silnik, a nie po prostu śpi pies.
On ma 120 psich lat i widać, że jest już zmęczony. Od dawna marzyła już o oddaniu go gdzieś i zapomnieniu o nim na zawsze – nie chciała już oglądać jego ślinotoków.
Zawsze starał się ją zadowolić. Potajemnie kładł kiełbaski pod jej poduszką, milczał, gdy w głębi duszy chciało mu się wyć i delikatnie lizał ją za uchem, gdy obracała się we śnie. Szczerze uważał ją za boginię.
Mróz rysował wzory na oknie, robiło się ciemno wcześnie, a noce stały się długie. Wtedy czekał na nią gdy ona wchodziła do domu jęcząc lub przeklinając, narzekając jednocześnie na zimę. Migająca latarnia radziła sobie z zimową ciemnością tak, jak Gabrysia z logarytmami, czyli kiepsko. Potem w końcu całkowicie zgasła – nie było widać jej światła, kiedy było zimno i ślisko.
W oczach mieniło się od białych płatków śniegu. Było około minus dwadzieścia stopni, a do wejścia do bloku zostało jakieś pięćdziesiąt metrów – dziewczyna widziała już okna swojego mieszkania.
Nagle za plecami usłyszała jakieś gwiżdżenie. Powinna uciekać? Nie uda jej się – poślizgnie się i upadnie. Może lepiej, żeby zaczęła krzyczeć? Raczej nic nie usłyszą, nikogo zresztą tutaj nie ma.
W tym czasie czterech imponujących rozmiarami facetów zdążyło podejść niebezpiecznie blisko. Jeden chwycił ją za szalik i zaczął ciągnąć ku sobie, a miękki kaszmir ścisnął jej gardło. Drugi pięścią uderzył ją w klatkę piersiową tak, że nie mogła przez chwilę złapać oddechu. „Oddam wszystko, co mam, tylko przestańcie!” – krzyczała wystraszona. „Weźcie torebkę, w środku jest wypłata!”. No, skoro chcesz dać nam wszystko, to wykorzystamy to!”.
Gwałtownie zaciągnęli jej kurtkę na piersi, a potem rzucili ją w zaspę śnieżną. Mróz wcale jej teraz nie przeszkadzał – bała się tego, co zaraz się może stać. Gdzieś w oddali strasznie wyły psy, wiatr także zaczął niesamowicie dąć i wyć. Gabrysia płakała, ale nikt jej nie słyszał. Niespodziewanie rozległ się dźwięk tłuczonego szkła i nagle stało się ciszej.
Okropny krzyk przeciął ciszę. Buldog objął martwym uściskiem szyję zaatakowanego faceta. Drugi – widać, że odważniejszy – próbował ratować kolegę, ale dostał w twarz szponiastą, potężną tylną łapą. Czwarty uciekł, a trzeci usiadł na śniegu i zaczął płakać.
Zwracając się do buldoga słowami “Sunny, dziękuję!” wynurzyła się z zaspy. Zaczęła przeklinać w myślać znienawidzony szalik, że przez niego prawie została uduszona, dlatego rzuciła nim w stronę napastnika i powiedziała: „Trzymaj swoje trofeum! Przywiążesz nim rany przyjaciela„.
Śnieg z krwią przylepił się do jej butów, a obok Gabrysi tuptał do domu Sunny.
Weszli, a w mieszkaniu był przeciąg. Buldog rozbił okno, spiesząc na ratunek swojej ukochanej Pani. Zapytała go: „Sunny, jak to zrobiłeś?! Przecież boisz się wysokości–pamiętasz?”.
W milczeniu na jej pytanie machał ogonem. Jest za nią całym sercem i – jeśli będzie trzeba – to wskoczy za nią chociażby w przepaść.
Śliniący się, brzydki, ale zawsze przy niej…