Jeszcze do niedawna byłam przekonana, że moja sąsiadka Danusia ma fantastyczne życie i wspaniałe małżeństwo. Danka to moja dobra koleżanka, znamy się jeszcze ze studiów. Pamiętam jak wychodziła za mąż w wieku 21 lat. Jej Franek miał wtedy 30 lat i świata poza nią nie widział. Dbał o nią jak nikt nigdy wcześniej, odbierał ją z uczelni, dawał drogie prezenty, nawet kupił jej mieszkanie. Dziewczyna przepadła zupełnie i zgodziła się za niego wyjść.
Gdy dwa lata później na świat przyszła ich córeczka Ola, Franek był wniebowzięty – zajmował się nią i pomagał we wszystkim Danusi. Pamiętam jak patrzyłam na ten obrazek z zazdrością, marzyłam o takim mężczyźnie. Do dziś czuję ukłucie zazdrości kiedy widzę z okna jak razem gdzieś wychodzą.
Ostatnio Danka zapukała do mnie z płaczem, wciągnęłam ją do środka i otworzyłam butelkę wina. Tego co usłyszałam, nigdy bym się nie spodziewała. Danusia opowiedziała mi, że po 15 latach świetnego małżeństwa, nagle coś się popsuło. Przez ostatnie kilka lat Franek z dnia na dzień poświęcał jej nieznacznie mniej uwagi, a teraz praktycznie wcale nie podejmuje żadnych działań z własnej inicjatywy. To ona musiała zacząć się starać i o niego zabiegać. Doszło do tego, że obecnie to Danusia robi zakupy, sama sprząta i gotuje, a nawet zarabia więcej od męża. Robi to wszystko z myślą, że zaimponuje mężowi, a on znów zacznie poświęcać jej swój czas i uwagę. Ale z dawnego Franka nie zostało już nic, nie jest już spontaniczny, nie organizuje wyjazdów, nie robi prezentów, nie pomaga w obowiązkach domowych. Teraz tylko wszystkiego wymaga, przyzwyczaił się, że nie musi robić nic, a wszystko ma podstawiane pod nos.
Okazało się, że zmiana zachowania Danusi nie doprowadziła do niczego dobrego, a wręcz pogorszyła sytuację między nimi i z Franka zrobiła człowieka zmęczonego życiem.