Wczoraj odbyło się zebranie rodziców z klasy mojej najstarszej córki. Skończyliśmy debatować na temat składki za wynajem restauracji na bal maturalny. Usłyszałam tyle niemiłych słów, że aż się popłakałam. A wszystko przez moją jedną, małą prośbę.

Wczoraj odbyło się zebranie rodziców z klasy mojej najstarszej córki. Skończyliśmy debatować na temat składki za wynajem restauracji na bal maturalny. Usłyszałam tyle niemiłych słów, że aż się popłakałam. A wszystko przez moją jedną, małą prośbę.

Mam ośmioro dzieci, dziewiąte jest w drodze, gdzieś w lipcu przyjdzie na świat. Marta jest moją najstarszą córką. W tym roku kończy szkołę średnią. Nauka jej idzie bardzo dobrze, to mądra dziewczyna i wie, że nie będziemy w stanie płacić dwudziestu czy trzydziestu tysięcy za jej studia. Dlatego dobrze przygotowuje się do egzaminów, by dostać się na studia dzienne i otrzymać stypendium.

– Jak nie dostanę się w tym roku – mówi – to wyjadę za granicę na zarobek, żeby było za co płacić czesne.

Taka jest. Na wszystko ma czas, we wszystkim mi pomaga. Nawet z ojcem na traktorze do późnego wieczora jeździ a i tak w szkole prawie pierwsza. Z finansami u nas zawsze było krucho a teraz czeka nas duży wydatek przy zakończeniu jej szkoły.

Moja przyjaciółka była w tym roku na ślubie przyjaciela i podarowała Marcie suknię, którą miała na sobie. Ładna, elegancka, spodobała się córce. Dzięki temu chociaż zaoszczędziliśmy na kupnie sukienki balowej.

Na początku roku, kiedy fotograf został zamówiony, rodzice innych uczniów zdecydowali, że nie musimy się na niego składać. Po prostu złożą się po parę groszy więcej. Byłam wszystkim bardzo wdzięczna. Znalazła bym może te trzysta złotych na sesję zdjęciową dla Marty ale skoro proponują pomoc to nie odmówiłam.

A wczoraj zbierali ostatnie opłaty za wynajem lokalu oraz na kwiaty i prezenty dla nauczycieli. Musiałam zapłacić 500 złotych na te kwiaty. 350 złotych to był koszt wynajęcia miejsca w restauracji i dzięki Bogu od nas pieniędzy nie wzięli. Zdawali sobie sprawę, że dla nas to byłby za duży koszt.

Martwię się jednak, że Martusia będzie tam sama. Mieszkamy na wsi a restauracja znajduje się w mieście. Jak te moje dziecko tam samo będzie? Nie spałam dwie noce, już to sobie wyobrażałam! Dlatego wczoraj poprosiłam, żebym mogła również tam pójść i mieć oko na córkę. A te 350 złotych za moje miejsce oddam później, bo w tej chwili nie mam.

I wywołałam niezłą burzę. Wszyscy zaczęli na mnie krzyczeć, jakbym o coś wielkiego prosiła! Wypomnieli mi fotografa i wszystkie święta, kiedy to nie brali ode mnie ani grosza. Ci ludzie zawsze byli normalni, co się z nimi stało? Siedzę i nic nie rozumiem.Tłumaczę, że mam ośmioro dzieci i po prostu nie jestem teraz w stanie zapłacić takiej kwoty.

– A ty musiałaś rodzić tyle dzieci? Przez osiem lat każdego roku daję na święta pięćdziesiąt złotych za twoje dziecko i czy ja te pieniądze odzyskam? Zarabiam te pieniądze, nikt mi ich po prostu nie daje. Koniec z tym! A teraz jeszcze nie dość, że za córkę to jeszcze za ciebie mam płacić, bo ty masz ośmioro dzieci.

Wszyscy inni milczeli, cicho wspierając kobietę, która na mnie naskoczyła. Poczułam się urażona. Dlaczego ludzie tacy są? Czy prosiłam o tak wiele? Czy tak trudno postawić się w mojej sytuacji?

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Wczoraj odbyło się zebranie rodziców z klasy mojej najstarszej córki. Skończyliśmy debatować na temat składki za wynajem restauracji na bal maturalny. Usłyszałam tyle niemiłych słów, że aż się popłakałam. A wszystko przez moją jedną, małą prośbę.