Widzę, że macie niezły aptetyt! Chyba za dużo pieniędzy wydajecie na jedzenie!

Jakoś na początku 2010 roku, nie tak długo po wielkim kryzysie w 2008 roku, w końcu z rodziną zaczęliśmy żyć jak ludzie, nie martwiąc się, że może nie starczy nam na ratę kredytu. Oczywiście nasze życie nie było na jakimś niezwykle wysokim poziomie, bo wciąż nie mieliśmy własnego mieszkania, tylko żyliśmy w wynajmowanym, za to mogliśmy jeść praktycznie wszystko, na co mieliśmy ochotę i mogliśmy sobie pozwolić na wyjścia do kina czy do teatru. Lubiliśmy także dobrze zjeść, więc nie tylko kupowaliśmy różnorodne jedzenie, ale raz na miesiąc pozwalaliśmy sobie na wypad do knajpy. Jednym słowem, nie mogliśmy bardzo narzekać.

Pewnego razu zadzwonił do mnie mój kuzyn i zapytał, czy jego córka nie mogła by się zatrzymać u mnie na jakieś 1,5 tygodnia. Dominika dostała się na studia i chciała załatwić sprawy związane z dokumentami, jak i znaleźć dla siebie jakiś pokój do wynajęcia. Głupio było mi odmówić i zgodziłam się, chociaż jeszcze wtedy nie wiedziałam, jakie to może przynieść konsekwencje.

Stwierdziłam, że skoro już przyjeżdża, to oprowadzę ją trochę po mieście i dobrze ugoszczę. Na początek zrobiłam powitalną kolację, aby przełamać lody. Dominika ciągle zwracała uwagę na ceny, czy to żywności, czy biletów na komunikację miejską i powtarzała, że Wrocław to bardzo drogie miasto i musi być ciężko tutaj żyć.
Córka kuzyna nie była chciwą dziewczyną, bo ciągle oferowała, że zwróci pieniądze a to za obiad, a to za lody, ale nie omieszkała przy tym wspomnieć o ich cenie, co wydawało mi się mało grzeczne.

Dominika nie była szczególnie zainteresowana zwiedzaniem Wrocławia, jak i nie chciała wybrać się do żadnego kulturalnego punktu na mapie tego miasta. Dużo więcej przyjemności sprawiało jej narzekanie. Twierdziła, że w sklepach sprzedają dziadostwo za cenę trzykrotnie większą, niż na jej wsi. Zaproponowaliśmy jej zjedzenie obiadu w chińskiej restauracji, ale wtedy wściekła się, że w ogóle możemy jej coś takiego bezsensownego proponować. Zmieniła zdanie dopiero wtedy, kiedy zapewniliśmy ją, że pokryjemy cały rachunek. W restauracji zrobiła także kelnerowi awanturę o to, że dostała 50g mięsa mniej, niż było zapewnione w menu. Tym samym bardzo szybko obrzydziła nam cały wieczór i krótko po zjedzeniu wybranych przez siebie pozycji z menu, udaliśmy się do domu. Żeby już więcej nie prowokować Dominiki do marudzenia, zrezygnowaliśmy już z zakupów w supermarkecie. Ta jednak nie miała tego dnia dość i skrytykowała wszystko to, co mieliśmy w lodówce.
– Widzę, że lubisz sobie dobrze zjeść! – Odparła w moim kierunku.
– A co? Zazdrościsz mi, a może żałujesz? – zapytałam ją prowokująco.
– Za dużo wydajecie na jedzenie! – Dominika była zbulwersowana.
– No coś Ty, przecież na zmywaku oboje pracujemy, nawet tyle nie mamy – zaśmiał się mój narzeczony.

Dominika jednak nie zrozumiała żartu i kiedy wróciła do domu, opowiedziała o wszystkim swojemu ojca. Kiedy wyjechała, w końcu spadł nam kamień z serca, bo przecież ileż można żyć pod ostrzałem zarzutów i wiecznych oskarżeń o rozrzutność?

Aby uczcić wyjazd Dominiki, kupiliśmy sushi i szampana – właśnie tacy jesteśmy (nie)oszczędni!

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Widzę, że macie niezły aptetyt! Chyba za dużo pieniędzy wydajecie na jedzenie!