Może to brzmi przesadnie, ale jestem typem osoby, która uważa, że o swoje szczęście trzeba walczyć. Nigdy nie rozumiałam tych, którzy utrzymują związek na siłę, ponieważ wydaje im się, że jest to konieczne lub dlatego, że wszyscy tak robią. Nie jestem taka jak inni, a w młodości zdecydowałam, że będę szczęśliwa.
Moje pierwsze małżeństwo trudno nazwać idealnym. Pobraliśmy się jeszcze na studiach i dopiero teraz widzę, że oboje nie byliśmy gotowi. Potem urodziła nam się córka, ale mój mąż był zdezorientowany. Najwyraźniej nie dorósł do roli ojca. W końcu zaczął znikać w pracy i na spotkaniach z przyjaciółmi. Czasami wydawało mi się, że mam dwoje dzieci i nie wiedziałem, jak uratować tę sytuację. Oczywiście miłość szybko uleciała, ale nie spieszyło nam się do rozwodu, chociaż oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nasze małżeństwo nie ma sensu.
Kiedy mąż został przeniesiony do nowego biura, zdobyliśmy wielu znajomych. Z jedną parą bardzo się zaprzyjaźniliśmy, jeździliśmy na wakacje i zapraszaliśmy się na kolacje. Długo miałam nadzieję, że pomoże to uratować nasz związek, ale stało się zupełnie odwrotnie.
Pewnego lata wyjechaliśmy wszyscy razem na kilka dni. Jednej nocy nie mogłam spać i postanowiłam przejść się po okolicy, a dotrzymać mi towarzystwa postanowił Andrzej, czyli nasz przyjaciel. Rozmawialiśmy wiele godzin, do rana. Mieliśmy czas na omówienie wszystkiego – od malarstwa po czarne dziury. Oczywiście temat relacji nas nie ominął. Okazało się, że w małżeństwie Andrzeja też nie było kolorowo.
Kiedy wracaliśmy, zdałam sobie sprawę, że coś się we mnie zmieniło i nie mogę przejść obok tego obojętnie. Napisała o tym Andrzejowi i okazało się, że uczucia są wzajemne. Gdy zostałam sama w domu, zaprosiłam go na wizytę – ten wieczór był przełomowy, bo zdecydowaliśmy o wspólnej przyszłości.
Oczywiście nie było to łatwe! Mój mąż próbował udowodnić, że mu zależy, ale ostatecznie się poddał, przyznając, że chciał odejść od dłuższego czasu, po prostu nie było odpowiedniej okazji. Żona Andrzeja to zupełnie inna historia… Dosłownie zablokowała mi telefon, zalewając skrzynkę i komunikatory długimi monologami, ale obok mnie był mój ukochany, więc wytrwale to zniosłam.
Gdy tylko Andrzej dostał rozwód, zaręczyliśmy się. I nie, ta opowieść nie jest o zdradzie. To historia dwojga ludzi, którzy wybrali szczęście. Nadal jesteśmy małżeństwem i wychowujemy piękne dzieci, które nigdy nie widziały nieporozumień i kłótni, zawsze są otoczone miłością i troską.
Kiedy ktoś patrzy na mnie z ukosa, tylko się uśmiecham i z dumą oświadczam: tak, wcale tego nie żałuję!
Daria