Zaczęło się, jak zawsze, od romansu, potem było tylko gorzej.

Z ciężkim sercem podchodzę do tematu rozstania z moją byłą żoną. Nasz związek był podobny do wszystkich innych: na początku romans, potem ciche dni, a na końcu kłótnie.
Zanim się pobraliśmy, zawsze byłem zachwycony i podziwiałem Karolinę. Jej niesamowite umiejętności kulinarne, sposób, w jaki potrafiła posprzątać cały dom w godzinę, wyprasować całą stertę prania w dwadzieścia minut i wyglądać tak uroczo, że zapierało mi dech w piersiach.
W małżeństwie przywiązywałem do tego znacznie mniejszą uwagę, Karolina otrzymywała ode mnie coraz mniej komplementów i wkrótce nie marnowałem już na nie słów. Przestałem podziwiać jej bystrość i sprawność, po prostu przyzwyczaiłem się do tego, że przygotowywała różne dania na śniadanie, obiad i kolację, że dom był zawsze posprzątany, a moje ubrania czyste i wyprasowane.
Wściekałem się, kiedy Karolina nie miała czasu czegoś zrobić! Krzyczałem, gdy nie mogłem znaleźć krawata, który właśnie zsunął się z wieszaka albo koszuli, która była w praniu. Pewnie dlatego moja żona mnie zostawiła.
Nie doceniałem jej troski i nie dziękowałem za wszystko, co robiła. Nigdy jej nie podziękowałem, nawet przez chwilę nie dałem jej odczuć, że doceniam nudną, wyczerpującą, monotonną pracę, którą wykonywała dla mnie z taką miłością i cierpliwością!
Najbardziej frustrujące jest to, że teraz nie mam szansy jej odzyskać, ponieważ ponownie wyszła za mąż, znowu jest szczęśliwa, ale nie ze mną.
Bez niej coraz bardziej uświadamiam sobie, że mnie rozpieściła i bez tak gospodarnej i wrażliwej kobiety w domu jestem zupełnie bezradny. Muszę nauczyć się sam o siebie dbać, nie widzę jeszcze obok siebie żadnej innej kobiety niż Karolina.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Zaczęło się, jak zawsze, od romansu, potem było tylko gorzej.