Zimny październik.

Opierając się o płot, Lila patrzyła naprzemiennie na drzwi szkoły i ekran telefonu. Ostatnio przestali wpuszczać do samej szkoły a na podwórku mieściło się tylko kilka ławek, które zajmowały babcie.

Na Instagramie kolejna Diva nadawała o zawodzie online, chwaliła się widokami na morze i palmy. W pochmurny październik te lazurowe zdjęcia wyglądały jak zdjęcia z innej planety. Gdzieś tam – nie tutaj. Mamy październik.

Lila miała 36 lat i we wrześniu trafiła do szpitala z udarem.

– Tak, choroby stają się coraz młodsze — westchnął starszy lekarz. – Ale masz wszelkie szanse na całkowite wyzdrowienie i powrót do poprzedniego życia.

„Do poprzedniego życia” nie chciała, bo był tam bolesny rozwód. To on spowodował udar.

Dlaczego tak się stało w ich rodzinie, nikt nie wiedział. Wydawało się, że ktoś ułożył ognisko z suchego drewna. I gdy tylko jeden rzucił nieostrożnie zapałkę, roszczenie, jak płomień skandalu, już szaleje. Dawne urazy, pokryte kurzem. Rzucali je w dobrze płonący ogień niezgody, żale tliły się, pozostawiając w środku, dym.

Lila starała się nie myśleć o tym wszystkim, żeby się nie denerwować. Musi jak najszybciej odzyskać siły i wrócić do pracy. Na zewnątrz udar prawie na nią nie wpłynął, tylko mowa stała się powolna, rozciągnięta. Ale usta nie były wykrzywione w grymasie. Lila bała się uśmiechu, ponieważ z szerokim uśmiechem lewa część była niższa niż prawa, jakby nie chciała się cieszyć z żartu.

Przez tydzień chodziła się spotykać z synem w szkole i zauważyła z radością, że coraz łatwiej jest jej pokonać tę ścieżkę pieszo.

Oderwała wzrok od telefonu i spojrzała na drzwi. Nie, to nie klasa Romka wyszła na werandę z kolorowymi piłkami. Lila ponownie sięgnęła po telefon i przypadkowo przyłapała spojrzenie mężczyzny stojącego dokładnie tak jak ona, ale z przeciwnej strony. Pospiesznie odwrócił wzrok i schował się w swoim smartfonie.

1B wybiegła na ganek, machając teczkami i warkoczami. Lilia odsunęła się od ogrodzenia, spoglądając na tego mężczyznę. Wydawało jej się, czy naprawdę odwrócił od niej wzrok? Ale nie miała czasu o tym myśleć, szła na spotkanie z synem.

Po pięciu minutach opuszczali szkolny dziedziniec. Romek, nie milknąc, dzielił się wiadomościami ze świata szkoły, Lila uważnie słuchała, mocno ściskając jego ciepłą dłoń.

Następnego dnia stanęła na swoim ulubionym miejscu przy ogrodzeniu. Mężczyzna już tam był. Kilkakrotnie przenosiła wzrok ze smartfona na szkolne drzwi. Wzrokiem bocznym zauważył, że mężczyzna na nią patrzy. A może tylko jej się wydaje? Kilka razy sama na niego spojrzała ale był zafascynowany tym, co dzieje się na ekranie telefonu.

Lilia próbowała go rozgryźć. Średniego wzrostu, małe, blisko osadzone oczy, szczecina. Mniej więcej w tym samym wieku co ona. Teoretycznie mogli się gdzieś spotkać ale bez względu na to, ile myślała, nie mogła go skojarzyć. A wygląd mężczyzny nie był niczym niezwykłym, jest wielu takich ludzi na ulicy.

Tak było przez cały tydzień. Stało się to rodzajem rytuału: stawali na różnych końcach tego samego podwórka, wbijali oczy w telefony i od czasu do czasu zerkali na siebie. Teraz Lilia nie miała wątpliwości, że mężczyzna patrzy na nią. Nie rozumiała tylko dlaczego. Nie próbował nawiązać rozmowy, nie przedstawił się. Nawet gdy zbliżyli się w tłumie rodziców, nie okazał swojego zainteresowania.

Sama nie chciała przejąć inicjatywy. Po pierwsze, na pewno nie są jej teraz potrzebne żadne randki. Codziennie liże rany pozostałe po rozpadającym się małżeństwie. Po drugie, wstydziła się swojej powolnej mowy. Chociaż lekarz radził rozmawiać jak najwięcej, wtedy mowa wróci szybciej, ale w ogóle unikała rozmowy z nieznajomymi. W ciągu ostatniego roku ona i jej mąż powiedzieli sobie tyle, że milczenie wydawało się logiczną kontynuacją. Nawet z synem i mamą słuchała więcej niż mówiła.

Minął weekend, rano Lilia zabrała syna do szkoły i pomyślała, a kto przyprowadza dziecko tego mężczyzny? Rano nigdy go nie spotkała. Próbowała zobaczyć jego córkę w tłumie ale nie mogła sobie przypomnieć jej twarzy.

„A w ogóle, co mnie to obchodzi?” – otrząsnęła się..

Ale przybywając po syna kilka godzin później, ze smutkiem zauważyła, że” jego miejsce ” jest puste. Z jakiegoś powodu nastrój się jej pogorszył. Jak zwykle wyciągnęła telefon z kieszeni i otworzyła Facebooka.

Od przeczytania śmiesznego posta odciągnął ją zapach aromatycznej kawy. Lilia podniosła wzrok i z jakiegoś powodu wcale nie była zaskoczona, gdy zobaczyła tego samego mężczyznę. Podsunąłł kubek trochę bliżej, wzięła go i wyszeptała:

—Dziękuję.

W odpowiedzi skinął głową i odszedł z kawą na swoje stałe miejsce.

Była mu wdzięczna za ten napój, ponieważ zapomniała rękawiczek z domu i teraz zmarzła. A jeszcze bardziej za to, że nie rozmawiał z nią. Po prostu poczęstował ją kawą i odszedł, jakby poczuł, że nie chce z nikim rozmawiać. Lila wyobrażała sobie mentalnie, jak reaguje na jego grzeczne kwestie, rozciągając słowa, uśmiechając się z jednej strony ust i wewnętrznie rozpływając się z niezręczności.

Tak kwitł ich romans z kawą, tak to sobie nazwała. Każdego dnia mężczyzna przychodził na „ich miejsce”, przynosił kawę na wynos, kiwał głową na jej „dziękuję” i odchodził na bok. Przynosił jej różne rodzaje kawy, a że ona nie była wielbicielką jakiegoś konkretnego gatunku, to cieszyła się za każdym razem. Latte, cappuccino, americano. Wszystko jedno.

Mężczyzna wkładał kubek do kubka, aby napój dłużej pozostawał gorący.

W dniu rutynowego badania u kardiologa jej matka poszła spotkać się z Romkiem, a Lila martwiła się:

„Ciekawe czy mój dostawca kawy przyszedł. I komu da drugą kawę?”

Następnego dnia przyszła trochę wcześniej i z radością zauważyła znajomą kurtkę w poprzednim miejscu. Przechodząc obok, skinęła głową mężczyźnie i uśmiechnęła się lekko.

***

Wojtek zauważył ją od razu, pierwszego dnia, kiedy się pojawiła. Mógł śmiało powiedzieć, że we wrześniu jej nie było. Wieloletni nawyk patrzenia i zauważania załatwił sprawę.

Kobieta była dręczona smutkiem – Wojtek był tego pewien. W przeciwnym razie, jak wytłumaczyć tę niechęć do komunikowania się z innymi mamami? Rzadko nawet podchodziła do wychowawcy klasy. Nie pytała o nic, tylko słuchała, potem brała syna za rękę i odchodzili.

Wojtek nie rozumiał, dlaczego ją zauważył, nie wyróżniała się pięknem i efektywnością. Zwykła, przeciętna kobieta: zmęczona, ze zmarszczkami w pobliżu oczu, w dżinsach i kurtce.

Pewnego dnia bateria w telefonie mu się wyczerpała i nie miał innych zajęć poza rozglądaniem się. Spojrzał na smutną kobietę nieco dłużej niż zwykle i nieoczekiwanie zauważył, jaką pięknością musiała być w młodości. Cienkie rysy twarzy, oczy, jakby zawiedzione, a zatem zauważalne mocniej, równa linia w miarę pulchnych ust. Być może, kiedy się uśmiechała, pojawiały się dołeczki na policzkach.

Poczuła jego spojrzenie i podniosła głowę, natychmiast się odwrócił. Ale od tego czasu podziwiał ją częściej.

Nie, znajomość z nią nie była częścią jego planów. Kilka miesięcy temu żona go opuściła, wyjaśniając powód po prostu: jestem zmęczona milczeniem. I oczywiście ją rozumiał. Od samego początku czekał na to, że tak będzie. Naklikałeś? Być może. Nawet w więzieniach odosobnienie jest straszną karą. A wszystko dlatego, że człowiek potrzebuje człowieka.

Tak, zawsze był przy swojej żonie, troszczył się, kochał. Ale chęć mówienia stała się silniejsza. I nie uważał, że ma prawo jej za to obwiniać.

Niedaleko szkoły znajduje się mały sklep spożywczy, Wojtek codziennie tam wchodził, kupował córce pyszne jedzenie. Alinka czekała na te małe niespodzianki, to był ich rytuał. Pewnego dnia, wybierając tabliczkę czekolady, jego wzrok padł na ekspres do kawy. Oczywiście stał tu wcześniej, Wojtek po prostu go nie zauważył, ponieważ nie przepadał za kawą. Ale teraz z kaprysu kupił dwa kubki cappuccino. Dla siebie i dla tej kobiety przy szkolnym ogrodzeniu.

Niósł kawę i gdzieś w środku, gdzieś w brzuchu tańczyła Rumba. Poczuł się cieplej od tego uczucia, tym bardziej, że na dworze panował chłodny październik. Potraktował to jako sposób na ucieczkę przed zimnem i złą pogodą.

Jedyną rzeczą, która sprawiła, że szedł wolniej, był strach. Strach, że z nim porozmawia. Rozpocznie krótką rozmowę z grzeczności lub, nie daj Boże, pomyśli, że się nią opiekuje.

Ale nie zawiodła go — powiedziała „Dziękuję” i nic więcej.

I tak zostało: częstował ją kawą, cofał się do „swojego” rogu, dziękowała i milcząco piła w „swoim” kącie. Potem wychodził jej syn i opuszczali szkolne podwórko. Czekał na Alinkę -jej klasa zawsze była wyprowadzana nieco później.

Ten bezpretensjonalny i na pierwszy rzut oka nic nie znaczący rytuał dał Wojtkowi wewnętrzny spokój. Poczucie, że ktoś cię potrzebuje, poczucie znaczenia małych gestów a nawet poczucie swojego istnienia.. Po rozwodzie zaczął wątpić czy w ogóle jest, czy to wszystko jest iluzją.

W ostatnich dniach października w pracy poinformowano, że został wysłany w podróż służbową na miesiąc. Jedna po drugiej błysnęły dwie myśli: kto odbierze Alinkę? Kto poczęstuje tę kobietę kawą?

Z Aliną poszło łatwo -była teściowa zgodziła się zabierać wnuczkę. Ale z kobietą… Łączyła ich tylko kawa, ale Wojtek czuł potrzebę poinformowania jej, że wróci.

W ten piątek przyszedł nieco wcześniej niż zwykle. Stała już w zwykłym miejscu, Wojtkowi wydawało się, że patrzy nie tylko na telefon, ale także na furtkę. Podał jej kawę, a ona nagle zaczęła mówić. Powoli, jakby rozumiejąc jak należy:

– Bardzo dziękuję za kawę. W tym czasie wiele dla mnie zrobiłeś. I nie chodzi o kawę, nie. Chociaż świetnie rozgrzewa – mówiła, rozciągając samogłoski, czasami trudno jest znaleźć właściwe słowo. – Ale o wiele ważniejsze jest to, że nie prosiłeś o nic w zamian. W tym czasie zdałam sobie sprawę, że jestem cenna sama w sobie, a nie za zasługi. Że w moim istnieniu jest jakiś sens i mimo wszystko muszę żyć dalej. Bo dalej będzie ciekawiej, jestem pewna. Bardzo mi pomogłeś. Za to bardzo dziękuję!

Teraz mówiła jeszcze wolniej.

Wyjął z kieszeni złożoną na cztery części kartkę i niewydając żadnego dźwięku, podał jej.

Lilia rozłożyła papier:

“Witaj.. Nazywam się Wojtek. Jestem głuchy i nie słyszę cię, ale jestem dobry w czytaniu z ruchu warg, zwłaszcza jeśli mówisz powoli. Byłem bardzo zadowolony, pijąc z Tobą kawę w tym zimnym miesiącu. Niestety niedługo wyjadę, wrócę na początku grudnia. Czy zgodziłabyś się znowu pić ze mną kawę?”

Spojrzała na niego oszołomiona, zdając sobie sprawę z powodu jego milczenia.

– Tak, oczywiście, Wojtek. Będę czekać na twój powrót. Nazywam się Lila. Nie mogę jeszcze szybko mówić, miałam udar, więc jestem idealnym rozmówcą.

Szybko wpisał coś na smartfonie a potem go jej podał.

Na ekranie świeciło:

„Lila, jakie masz piękne imię. Ale czy musisz mieć kawę? Wybacz mi to niedopatrzenie,nie mogłem dzisiaj myśleć”.

– Nie martw się, Wojtek. Napój, który miał mnie zabić, przywrócił mnie do życia. Co więcej, lekarz powiedział, że jestem na dobrej drodze do całkowitego wyzdrowienia. Czy mogę pisać do Ciebie wiadomości i wrzucać zdjęcia twojej córki? Zapamiętałam ją.

Wydrukował:

„Oczywiście, że możesz! Z przyjemnością otrzymam od Ciebie wiadomości. I specjalne podziękowania za zdjęcia mojej córki. Będę za nią bardzo tęsknić. I za tobą też będę. Zapisz mój numer 8-923…”

Zapisała jego numer w telefonie i natychmiast zadzwoniła. Nieśmiało podniosła wzrok:

– Mogę cię przytulić?

Skinął głową.

Dwie samotne, ranne osoby spotkały się w zimny październik.

Nie dowiemy się, jak potoczyły się ich dalsze losy. Czy stali się dla siebie tylko przyjaciółmi, czy kimś więcej? Ile kawy wypijali razem i czy to wszystko miało kontynuację? Czy znaleźli tematy do korespondencji, czy zdjęcia córki były częste?

W rzeczywistości to nie jest tak ważne.

Teraz najważniejsze jest, aby wiedzieć, że zawsze…

Zawsze!

JEST ŚWIATŁO!!!

Nawet jeśli wydaje się, że przed nami beznadziejna ciemność.

Po prostu musisz naprawdę chcieć to zobaczyć!

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Zimny październik.