Pewnie zastanawiacie się, jak w ogóle się na to zgodziłem i doprowadziłem do takiego stanu rzeczy, ale odpowiedź jest prosta: zakochany człowiek jest zaślepiony i nie widzi wszystkiego. Przez całe życie starałem się, żeby coś osiągnąć, ciężko studiując, a potem ciężko pracując. Tata od dziecka mi powtarzał, że jeśli chcę dobrze żyć, to muszę sobie na to zapracować. Mówił też, że mężczyzna powinien być silny i niezależny, aby zawsze móc zadbać o swoją rodzinę.
Najwyraźniej ta ostatnia jego wskazówka za bardzo utkwiła mi w głowie i przeniosła się do świata realnego, jednocześnie płatając mi figla. Kiedy spotykałem się z kobietami, zawsze pokazywałem swoją męskość oraz niezależność, co nie zawsze podobało się kobietom, szczególnie tym, które były nieco bardziej nowoczesne.
Wtedy postanowiłem, że skoncentruję się tylko na pracy i dopiero w wieku 35 lat spotkałem Ingę. Ona akceptowała mnie w stu procentach i nie miała o nic żadnych pretensji. Jeśli chciałem jej coś zafundować, to nie miała z tym problemu, a ja mogłem poczuć się jak prawdziwy mężczyzna. Potem jednak okazało się, że za tym wszystkim kryło się jednak coś więcej.
Po roku znajomości wzięliśmy ślub i zamieszkaliśmy w końcu razem. Inga nie miała własnego mieszkania i do tej pory mieszkała z matką. Ja nie wyobrażałem sobie życia pod jednym dachem z teściową, ale na szczęście nawet nie musiałem, bo od dawna miałem swoje przestronne mieszkanie. Myślałem, że jeśli chodzi o domowe wydatki, Inga będzie się do nich trochę dokładała, ale w związku z tym, że miała jakiś mały kredyt, który kończyła spłacać, przez dwa pierwsze miesiące tego nie robiła.
Nie miałem z tym wtedy problemu i obiecałem sobie, że będę dla niej wyrozumiały, w końcu jesteśmy teraz rodziną, więc niech na spokojnie spłaci sobie kredyt, a potem będziemy tworzyć wspólnie gospodarstwo domowe. Niestety, dwa miesiące wydłużyły się do siedmiu, a ona wciąż nie mogła spłacić tego kredytu, bo narzekała na powyżkę rat no i niższe zarobki w pracy, ciągle miała jakieś wymówki. W związku z tym to ja cały czas płaciłem za jedzenie, rozrywkę, media oraz czynsz. Potem Inga powiedziała, że chciałaby zacząć odkładać pieniądze na zakup działki za miastem, abyśmy mieli gdzie wypoczywać.
Niestety, lata mijały, a ja nigdy nie dowiedziałem się, czy udało jej się coś odłożyć. Kiedy jej to wypomniałem, to powiedziała, że jestem skąpy i zależy mi tylko na pieniądzach, a następnie spakowała się i pojechała do mamy. Minęły trzy dni i w sumie mi jej brakowało, więc zadzwoniłem do niej. Powiedziała, że zacznie mi się dokładać do wydatków i że teraz będziemy prowadzili wspólnie dom, ale niestety, nie minął nawet tydzień, a wszystko było po staremu. Jestem już strasznie tym zmęczony. Z chęcią wyjechałbym gdzieś albo zrobił sobie jakiś prezent, ale nie mam za co, bo wszystko wydaję na dom. Co mam zrobić? Rozwieść się? Czy ona może się jeszcze zmienić?